Życie
Wywiad

W dzisiejszym numerze przedstawiamy państwu znakomity, obszerny wywiad z Panią Premier Kariną Stachowiak.


Janusz Lis:
Witam serdecznie. Moim gościem jest Markgrafini Lampedusy, Premier Rządu Królewskiego, Pani Karina Stachowiak.
Karina Stachowiak: Witam Panie redaktorze.
JL:
Kadencja Pani Rządu zbliża się ku końcowi, jak Pani ocenia miniony okres?
KS:
Niezmiernie trudno jest oceniać coś, co w pewnym sensie dotyczy nas samych. To mniej więcej na tej samej zasadzie co patrzenie w lustro - jeden powie o sobie, że jest ładny inny, że brzydki, choć oboje mogą być porównywalnej urody. Z czego więc bierze się różnica w ocenach? Z różnic charakteru. Dlatego lepiej niech mnie i mój rząd ocenią inni, taka ocena będzie bardziej obiektywna.
JL:
W takim razie spytam inaczej, czy jest Pani zadowolna ze swojego gabinetu?
KS:
Ogólna ocena jest raczej pozytywna, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że idealny rząd to nie był. Miał swoje sukcesy i swoje porażki. Miał wzloty i upadki. Boli mnie jednak ocena, że zaczal dobrze, na srodku przystopował, by na koniec znów się zaktywizować - bo takie poglądy do mnie dotarły. Moim zdaniem, ten rząd pracował mniej więcej na jednostajnym poziomie cały czas. Przed urodzinami JKM Armina nie było tej pracy widać, bo większość rzeczy ujrzała światło dzienne wlasnie 14 grudnia. Innym przykładem niech będzie Ministerstwo Promocji. Z początku kadencji słyszałam, że mamy mało nowych obywateli, że Minister nic nie robi. Teraz oceny te odwróciły się do góry nogami. Może to jest niezła lekcja dla niektórych, że nie powinno się oceniać pochopnie - bo nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Na skutki pewnych działań trzeba czasem cierpliwie poczekać. Co do słabości tego rządu - na pewno trzeba tu zaliczyć kulejącą gospodarke. Rynek jest przesycony z powodu braku rozwoju systemu od strony właśnie gospodarki - czyli nowych produktów itp. Powstaje więc pytanie czy zrobiliśmy wszystko, aby mimo tego przesytu ją jakoś rozruszać... I wydaje mi się, że można było próbować zrobić 'coś' jeszcze.
JL:
Co Pani zdaniem mozna było zrobić, by rozruszać skostniałą gospodarkę?
KS:
Nie jestem znawcą w tej dziedzinie, dlatego może i moje pomysły też nie są górnolotne, ale wybudowanie systemowo dworca, lotniska czy innego takiego obiektu, którego jeszcze na mapie nie ma, a być powinen zawsze coś by rozruszało. Jesli juz mowa o mapkach - to one też ciążą mi jak kamień. Niestety zabrakło mi czasu by je powiększyć i poprawić. Były one nowością jak powstały i wtedy wydawały się takie piękne. Dziś widzę ich wiele wad. Fabryka, ratusz czy domek - wszystko stoi na takiej samej powierzchni, Scholopolis wygląda trochę jak wioska a nie stolica. Wiem, że da się to zmienić, ale wymaga to niestety czasu, którego teraz w okresie realnych sesji, jest niestety coraz mniej.
JL:
Czy jest zatem szansa, że pomysł ten zostanie wprowadzony, gdy sesje egzaminacyjne wreszcie się skończą?
KS:
To zależy chyba w dużej mierze od przyszłego rządu. Ja jestem chętna i gotowa to zrobić, aczkolwiek nie wiem czy uzyskam zgodę nowych władz
JL:
W takim razie proszę opowiedziec coś o tym pomyśle, być może uda się Pani ta droga przekonać przyszłych rządzących do tego pomysłu.
KS:
O tym bym mogła dużo opowidać, nie wiem czy Panu redaktorowi starczy cierpliwości mnie słuchać Cały pomysł polega na tym aby powiększyć teren miasta. Teraz jest niby duży ale ściśniety. Niech będzie ratusz na czterech parcelach, fabryka na 2, 4 czy 6. Rozmawiałam z systemowcami nawet na ten temat. Bo przy większej ilości potrzebnych parcel do danej budowli, trzebaby zmienić trochę sprzedaż nieruchomości. Brakuje na tych mapkach także tych obiektów które są opisane na stronach. Kompletnie brak kosciołów, dworców itp rzeczy. Skoro są drogi na mapkach, może warto zacząć je budować...? Denerwująca też jest bardzo duża powtarzalność domków. Moim marzeniem jest, by zrobić możliwość wyboru domku jaki ma u nas stać. Powstałyby nowe firmy - takie które by domek projektowały, każdy rodzaj mógłby mieć kilka różnych wyglądów, każda firma mogłaby sprzedawać inne, ale takie na które uzyskałaby pozwolenie i licencję. Z tym jednak byłoby już trochę więcej pracy. Ale marzyć mozna, prawda?
JL:
Czasem marzenia się spełniają. Przejdzmy jednak do rzeczywistości. Czym, prócz reorganizacji interaktywnych map prowincji chciałaby Pani się zająć po zakończeniu kadencji?
KS:
Pomysłów mam kilka. I to nie tylko ja dla siebie, ale też inni dla mnie. Ale niektóre rzeczy niech zostaną tajemnicą. Pierwsze co zrobię, to wrócę do domku nad rzeką i nacieszę się panującym tam spokojem, i "nie taką" szarą rzeczywistością. Póżniej pewnie reaktywuję Przesłańca, bo teraz będę mogła pisać bardziej obiektywnie... Co ponadto... Czas pokaże. Może i przyjdzie czas na założenie rodziny? Któż wie. Ah, i obiecałam przecież Księciu Filipowi jego Fanklub ;-)
JL:
Swego czasu podjela się Pani próby reaktywacji Politechniki, dlaczego się nie udało?
KS:
Z powodów technicznych... i chyba pewnego wypalenia motywacji. Miał to być prezent dla JKM Armina, od kiedy przestał być tajemnicą, stracił cała swą magię. Bo niespodzianki są.... mówiąc kolokwialnie fajne. A te techniczne powody - no cóż, nie mam wykształcenia takiego, by sama się politechniką zająć... a nikt nie zgłosił się do konkursu na rektora . Ale cały czas coś z Księciem Filipem kombinujemy ;-)
JL:
Przejdzmy teraz do spraw lokalnych. Jak Pani ocenia powrót na stanowisko prefekta Paula Yolka? Czy to właściwe posunięcie?
KS:
Tak, zdecydowanie. Powiedziałabym, że własciwy człowiek na własciwym miejscu. Nie ma w końcu lepszej prowincji niż Dolia i Faerie ;-)
JL:
W czym Dolia i Faerie jest lepsza od innych prowincji? Jestem przekonany, że mieszkańcy Bergii i Elfidy stwierdzą, że to ich prowincja jest najlepsza.
KS:
Nasunęła mi się pewna złośliwość.... ale powiedzmy, że się ugryzę w język i odpowiem bardziej dyplomatycznie. Jeśli mieszkańcy są ze swoim miejscem zamieszkania związani semtymentalnie, uczuciowo, to juz jest duży sukces. A dlaczego ja wolę tą prowincję? Bo tu się urodziłam, bo tu znalazłam wspaniałych sąsiadów, tu mam swój dom i swoje miejsce.
JL:
Czy nie uważa Pani, że takie przywiązanie do własnej prowincji to pierwszy i najważniejszy krok ku stworzeniu społeczności lokalnych, czyli tego, co było celem reformy administracyjnej?
KS:
W rzeczy samej tak właśnie sądzę. Wtedy też mnie krytykowano, ale tej jednej rzeczy byłam pewna jak niewielu innych w życiu - że ta reforma jest słuszna. I była, powoli widać jej skutki. Wyobraża sobie Pan dzisiaj 10 prowincji? Ja nie. Niektórzy narzekają, że prefekci sa za często zmieniani, że nie można zaleźć dobrych osób na te stanowiska.... a jest połowę mniej 'stołków' do obsadzenia. Aczkolwiek pewna osoba do dziś mi tą reformę wypomina...
JL:
Musi jednak Pani przyznać, że społeczności lokalne wytworzyły się jedynie w prowincjach zarządzanych przez dobrych prefektów, może zatem dobry prefekt mniejszej prowincji także osiągnąłby taki sukces?
KS:
Wie Pan, ja też mogę utworzyć swoją prowincję w trzy osoby - powiedzmy ja i znajomi. I może być aktywna, bo wezmę aktywne osoby. Ale tu chodzi o to, by było choć kilka osób w tej prowincji. A nie po dwie, trzy. Sukces można nawet osiągnąć jeśli się robi wiele samemu. Ale tu chodzi o to by jak największa ilość mieszkańców włączyła się w pracę przy rozwoju swego miejsca zamieszkania
JL:
Kontynuując wątek społeczności lokalnych. Dlaczego mieszkańcy nie wykazywali się inicjatywą by zmienić nieaktywnego prefekta? Czy taka bezczynność mieszkańców niektórych prowincji może swiadczyć o tym, że prowincja jest dla nich jedynie dodatkiem do całości scholandzkiego życia? Czy to przejaw niskiej swiadomości obywatelskiej mieszkańców?
KS:
Pewnie trzebaby ich zapytać o to, ale myslę, że oni są przywiązani do prowincji, tyle że nie interesuje ich to czy będzie rozwijała się lepiej czy nie. Albo nie wiedzą, że w takich sprawach można interweniować, bo młodsi stażem wcale nie muszą być tego świadomi.
JL:
Jak zatem poprawić tą świadomość, bo przecież zatrudnienie własciwych osób na stanowiskach prefektów jest w interesie nas wszystkich, a decyzji o tym, kto jest dobry, a kto nie, nie można pozostawić tylko Ministrowi Spraw Wewnętrznych Administracji i Infrastruktury.
KS:
Tak na prawdę to przecież nie on decyduje. Tylko mieszkańcy w wyborach. A jak to zmienić.... to jest trudne zadanie. Ale na pewno trzeba bardziej pilnować nowych prefektów i sprawdzać ich zaangażowanie. Jeśli widzimy ze wszystko pomału się rozkręca, widać chęć działania u prefekta, można pomóc zwiekszoną ilościa nowych obywateli [tych co wybiorą prowincję dowolną], a o to by trzeba uderzyć do Kancelarii Koronnej.
JL:
Zmieńmy trochę temat. Jest Pani w Scholandii praktycznie od czasu powstania Królestwa, z pewnością także ma Pani jakąś wizję "Scholandii przyszłości", jaki zatem powinien być kierunek rozwoju kraju?
KS:
Czyli Scholandia z moich marzeń? Chyba nie tylko z moich... utkiwła mi pewna rozmowa, gdy zaczęło nam się gdybać jakby mogło być tutaj.... piekarnia na rogu, która wypieka swieże bułeczki, chleb... oczywiście z mąki którą robi młyn.... Mam dom, mogę kupić do niego meble, w lodówce mam żywność... [i moge powiedzmy ustalić sobie jadłospis na tydzień z zawartości rzeczy w lodówce]. Oczywiście w tej lodówce też mogą być przeterminowane rzeczy, i jak niezauważę i zjem to się rozchoruję. Mogę sobie włączyć radio, poczytać swieżą gazetę..... Usiąść w fotelu i porobić na drtuach ;-)
JL:
Czy są szanse, że choć część z tych pomysłów zostanie wprowadzona?
KS:
Szanse są zawsze ;-) Na niektóre rzeczy nawet większe niż może się wydawać... ale ćśśś ja nic nie mówiłam :>
JL:
Czyżby szykowały się jakieś zmiany?
KS:
Dzieje się wiele rzeczy których nie widać gołym okiem, i jest wiele rzeczy, o których nie wszyscy wiedzą. Nowy rząd jak dobrze pójdzie będzie miał prezent od systmowców... bo akurat za jego kadencji być może nad czymś zostaną ukończone prace. Mówię być może, bo los różne figle płata. Wiem, że pracom bliżej końca niż dalej. Niestety przystopowała je sesja. A co to będzie? Ja tego zdradzić nie mogę ;-)
JL:
W takim razie w tej aurze tajemniczości podziekuję Pani za rozmowę. Życzę Pani (i sobie także) spełnienia marzeń, zarówno realnych jak i wirtualnych.
KS:
Dziękuję bardzo za miłą rozmowę, mam nadzieję, że ta aura tajemniczości za szybko nie zniknie, bo tajemniczość to podstawa :-)


Reklama:






design by Ligo & Paul