Prowincja Dolii i Faerie:

» "Antyelfy" [Janusz Lis]

Niedługo po tym, jak zostałem PO prefekta Dolii i Faerie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Stwierdziłem, że zarówno w prownicji, jak i w całej Scholandii brakuje humoru. Wszystko było poważne, robione na serio, bez jaj. Stąd właśnie wziął się pomysł zorganizowania plebiscytu będącego krzywym zwierciadłem Złotych Elfów. Inicjatywę pod roboczym tytułem "Antyelfy" przedstawiłem na liście dyskusyjnej prowincji i ku mojej radości spotkał się on z przyjaznym przyjęciem. Miał to byc plebiscyt na najbardziej absurdalne, irracjonalne czy też po prostu najgłupsze wydarzenie w Scholandii. Rozpoczęły się także rozmowy na temat tego, jak przyznawać nagrody no i jak cała ta akcja ma się nazywać.

Chciałem by "Antyelfy" w możliwie wysokim stopniu tworzone były przez mieszkańców Dolii i Faerie. Dlatego właśnie zaoferowałem 40 ar dla osoby, której propozycja nazwy zwycięży w konkursie Lamstat. Po takiej zachęcie nie trzeba było długo czekać na propozycje, były Dudony, Rude Kity, Schizolki. Nie one jednak zdobyły najwięcej głosów. Od dziś, nazwa "Antyelfy" przestaje być aktualna, a przyznawać będziemy tytuł Krasnala Ogrodowego. Co za tym idzie autor tej propozycji, Pan Gatt Tarriff, otrzymuje nagrode 40 ar. Kolejna sprawa to sposób przyznawania tych osobliwych nagród. Początkowo chciałem, by z honorowych mieszkańców Kanikogradu powstała specjalna komisja do spraw przyznawania tego tytułu, jednak po konsultacji z mieszkańcami stwierdziłem, że nie jest to najlepszy pomysł. Krasnale zatem będą przyznawane przez prefekta na wniosek dowolnego mieszkańca Dolii i Faerie. Tak będzie najprościej, a w koncu Krasnale Ogrodowe to nie Oskary i nie potrzeba do ich przyznawania siedmioosobowej komisji złożonej z poważnych panów odzianych w czarne smokingi.

Mam nadzieję, że już niedługo przyznany zostanie pierwszy tytuł Krasnala Ogrodowego. Ja już swoich faworytów mam ;-)

 

» Dlaczego dziennikarze metra nie preferują... [Maciek Derby]

Konieczność skorzystania z kanikogradzkego metra dla każdego sznującego się, albo i nie, dziennikarzyny jest jak wyrok śmierci... jak zakaz pisania po wsze czasy... jak konieczność spotkania się z redaktorem naczelnym... Strach i przerażenie wśród niedoszłych pasażerów powoduje pewna osoba. Ta, Której Imienia Nie Wolno Wymawiać powoduje przypływ potężnej dawki przerażenia i paraliżuje wszystkich tych, którzy myślą o przejażdżce metrem. Perspektywa spotkania się z Nią nie jednego doprowadziła do granic obłędu. A wszystko zaczęło się od feralnego spotkania mojego redakcyjnego kolegi, Ziutka, z Nią. Tydzień temu Ziutek, po miesiącach rehabilitacji i zabiegów dogłębnie psychiatrycznych, zdobył się na wyjawienie nam wydarzeń TAMTEGO dnia. A brutalna prawda jest taka:

"To mój pierwszy dzień w Kanikogradzie. Dostałem wymarzoną pracę w redakcji lokalnej gazety, więc musiałem pojechać do redakcji i przywitać się z zespołem. Moja przyjaciółka, rodowita Faeryjka, zaproponowała, że będzie mi towarzyszyć. Zgodziłem się. Zgodziłem się także, gdy zaproponowała metro, jako najszybszy środek transportu. No więc pojechaliśmy metrem... Zajmując jedno z niewielu miejsc siedzących w ostatnim wagonie składu zacząłem mieć jakieś dziwne uczucie w gardle. Raz było w nim sucho i gorąco, jak na dolijskiej pustyni, a zaraz potem lodowato i wilgotno, jak w lochach Zamku Królewskiego. Gdy odjeżdżaliśmy z trzeciej z kolei stacji, na chwilę zgasło światło, a zaraz potem metro gwałtownie zahamowało i z niemiłosiernym piskiem prawie zrzuciło mnie z mojego miejsca.

Drzwi do poprzedzającego nas wagonu otworzyły się z hukiem i zobaczyłem tam Ją. Stała, nie odzywając się i oddychając w sposób, który przyprawiał mnie o dreszcze. W końcu ruszyła. Szła prosto w moją stronę! Jej oddech przenikał powietrze, zaś chwila kontaktu z Nią nieubłaganie się zbliżała. - To sen - pomyślałem, ale gdy spojrzałem przed siebie, nie widziałem nic... nic, oprócz Niej, Jej identyfikatora i ręki wyciągniętej w moją stronę... No i stało się... Przeżywająca kryzys wieku średnego, panna Jadzia, kontrolerka biletów i postrach tutejszego metra dobrała się do mnie... A ja nie miałem biletu... [CENZURA] Ludzie dobrej woli! Poproście w moim imieniu naczelnego o podwyżkę, bo tak nie da się żyć! :)"

A co się potem działo z Ziutkiem? No cóż... powiem... ale ta informacja przeznaczona jest jedynie dla osób dorosłych, które nie ukończyły 18 roku życia. Mister Ziutek, w wyniku wstrząsu powstałego w momencie ponownego ruszenia metra, przewrócił się i trafił prosto na pięść panny Jadzi. Przykre? Niestety tak... Ale taka jest cena korzystania z metra! ;-)

 

» Kanikograd – czasy niepokoju, nowa władza i ponowny rozkwit. [Daniel Styczyński, Paul Yolk]

Od XI wieku do 1458

Po spaleniu Kanikogradu w 965 roku przebudowano wały, co znacznie rozszerzyło jego zasięg, z tymże Wzgórze Królewskie nadal było otoczone ostrokołem. Gród posiadał, więc podwójny system, potężnych umocnień. Wiadomo, że część zewnętrzna zbudowana była z kamienia, wewnętrzna z solidnych desek, a między tymi ścianami znajdowały się skrzynie wypełnione ziemią i kamieniami.

Nowi włodarze miasta, mieli ogromny problem z jego odbudową. Oprócz większych umocnień, można jedynie odnotować powstanie świątyni w 987 roku. Budowla ta została zbudowana poza murami miasta, na dużym wyniesieniu odgrodzonym rowem wypełnionym wodą. Do świątyni prowadziła tylko jedna droga – drewniany pomost łączący Wzgórze Uczonych (tak nazywano owo wyniesienie w scholijskich źródłach z XII wieku) ze Wzgórzem Królewskim. Budowla dostępna była tylko dla wybranych – kapłanów i członków rodziny miejscowego władcy. Niestety opis świątyni, jaki znajdujemy w Kronice Scholijskiej (XI w.) nie jest obiektywny: „Do plugawej budowli, ociekających krwią ołtarzy prowadził Most Śmierci. Do jego podstawy, drewniane, ostre jak miecz pale przymocowane były, na czubku ich, nieszczęśników jakowyś głowy zatknięte. A każda krzycząca, z wyłupionymi oczami i językami wyrwanymi” i pozwala się nam domyślać jedynie, że w świątyni składane były ofiary z ludzi, albo sam most był miejscem gdzie wystawiano szczątki ludzi, którzy minęli się z prawem, zdrajców, czy jeńców wojennych. Wyłupywanie oczu i wyrywanie języków było raczej efektem tortur niż zabiegów sakralnych.

Prawdopodobnie wybudowanie świątyni oraz przerobienie dużego wzgórza, na którym ją postawiono i przebudowa systemu fortyfikacji wraz z zatrzymaniem handlu międzyregionalnego doprowadziła do załamania gospodarczego (zużyto bardzo dużo zasobów, w tym ludzkich) w regionie. Nie umiejętne zarządzanie miastem przez Wymergów poskutkowało wzrostem niezadowolenia wśród ludności, starych mieszkańców Kanikogradu i innych grodów, które ucierpiały w drugiej połowie X wieku. Poprosili oni Radgara VI o interwencję, co było dla króla Scholii bardzo korzystne, ponieważ mógł w ten sposób odbudować handel z Faerie. Wysłał on swoją zreformowaną armię i już w 1030 roku odbił Kanikograd, który wraz z całym regionem włączył do Scholii.

Kanikograd uzyskał status miasta królewskiego, które miało być centrum administracyjnym Faerie. Tym razem dzięki sprawniejszej organizacji państwowej i pomocy ze strony Scholii, Kanikogradowi przywrócono jego dawne znaczenie – wznowiono handel, do grodu napływali nowi obywatele, rzemieślnicy i uczeni. Zarządcą miasta mianowano Jarosława - potomka jednej z wpływowych rodzin, sprzed najazdu Wymergów. To on został wysłany z pismem z prośbą o pomoc do Radgara VI, jego ciężka przeprawa do Scholii została opisana w „Życiu Radgarów” (XIII w.) przez Teodora Scholijskiego, mnicha z klasztoru pod Liceas. Podróż w przebraniu przez Faerie, wyczerpujący spływ Scholią oraz życie na dworze Radgara – te pamiętne sceny wyryto nad głównym wejściem do zamku na Wzgórzu Królewskim.

Miasto – twierdza i bohater

Do 1112 roku Kanikograd cały czas się rozwijał, mimo rozluźnienia stosunków ze Scholią i ponownego najazdu Wymergów. Miasto rodu Jarosława postanowiło płacić wysoki trybut plemionom Faerie w zamian za odstąpienie od oblężenia. Wodzowie plemienni przystali na tę propozycję, gdyż zdawali sobie sprawę, że Kanikograd zdobyliby po długiej i wyczerpującej bitwie. Nie mogli pozwolić sobie na posiadanie Kanikogradu i szczątkowej armii, przyjmując pieniądze udało im się zbudować na terenie Faerie pewną strukturę administracyjną, umownie nazywaną „państwem wczesnofeudalnym” i stali się realnym zagrożeniem dla osłabionej w tym czasie Scholii.

Niewątpliwie czynnikiem sprawiającym to, że Kanikograd dla obcych wojsk był trudny do zdobycia to potrójny system umocnień, zbudowany do 1045 roku. Miasto powiększyło się do wielkości dzisiejszego Starego Miasta, otaczał je masywny kamienny mur z systemem wież obronnych. Pod Wzgórzem Królewskim stanęł mały zamek ukończony zapewne ok. 1060 roku, do którego dostępu broniły kolejne mury (grube kamienne, które zastąpiły starszą, naruszoną konstrukcję drewniano-kamienną), a na samym Wzgórzu – wedle słów kroniki „Jarosław, ruinę Domu Starszych kazać zostawił i stary ostrokół. Obok postawił kamienną świątynię ku czci przodków”. Prawdopodobnie powstała wtedy mała kaplica, która została włączona do dawnego budynku traktowanego jako coś w rodzaju izby pamięci, gdzie chowano zmarłych kapłanów. Prawdopodobnie w czasie zagrożenia ludność cywilna wycofywała się na Wzgórze Królewskie.

Świątynia Wymergów została częściowo zniszczona i przerobiona na bibliotekę – stało się tak z inicjatywy uczonych, którzy przybywali w prawie tak samo dużej liczbie jak kupcy. W roku 1170, kiedy Kanikograd został sojuszniczym miastem Scholii i uwolnił się od płacenia trybutu plemionom Faerie (po ich klęsce w 1169 pod Liceas) bibliotekę przerobiono na pierwszą w regionie uczelnię. Tutaj odbywały się dyskusje filozoficzne trwające niekiedy kilka miesięcy, tutaj też swoje pierwsze kroki stawiali chrześcijańscy mnisi, którzy przybyli ze Scholii wprowadzając wiele nowych dyscyplin i wykładów.