Scholandia:

» Przyciągnąć (nie)mieszkańca! [Paul Yolk]

Święta to czas magiczny z wielu powodów, jednym z nich jest rzadka okazja, do prawdziwego odpoczynku, zrobienia czegoś, na co ma się ochotę, a ograniczający nas, na co dzień, czas nam to uniemożliwia. Korzystając właśnie z tego niezwykłego okresu, za namową redakcji, postanowiłem napisać "coś" do "Życia".

Myślenie nad tematem i formą "czegoś" nie było ani długie, ani specjalnie intensywne. Otóż, będzie to felieton, a raczej felietonik, krótki, acz poważny, mam nadzieję, prowokując do dyskusji. Tyczyć on będzie, moim zdaniem, niezwykle istotnej, ponadczasowej sprawy, która jest kluczowa dla Scholandii, a która wydaje się być marginalizowana przez lata. Chodzi tu mianowicie o jej mieszkańców. Nie nas, ale tych, których w Scholandii nie ma. Nie ma ich tu, bo nie przychodzi im nawet na myśl, że gdzieś istnieje tak ciekawy twór, jak wirtualne państwo.

Odkąd trafiłem do Scholandii istnieje tu problem z kadrą, z zapełnieniem odpowiednimi ludźmi rządu, instytucji państwowych, czy administracyjnych. Chyba, nie muszę mówić, jak bardzo ważne jest to, aby premierem państwa była osoba, kompetentna, która zna tutejsze realia nie od dziś; żeby prefektem był człowiek komunikatywny, aktywny i pomysłowy; a kierownikiem galerii osoba zainteresowana sztuką. Tylko dzięki odpowiedniej obsadzie stanowisk, współpracy instytucji, możemy zapewnić Scholandii ciągły, znaczący rozwój. Jednak, aby mieć możliwość dobierania umiejętności posiadanych przez daną osobę do stanowiska, musimy zwiększyć ilość mieszkańców naszego państwa. Poszerzy to zdecydowanie paletę charakterów, osobowości, umiejętności i wiedzy, da możliwość dynamicznego rozkwitu Królestwa. Choć Scholadnia ma obecnie wielu znamienitych obywateli, jest to zdecydowanie za mała liczba, aby przejść z dzisiejszego stanu stagnacji, do dynamicznego rozwoju, jaki miał miejsce w Scholandii na początku jej istnienia. W 2002 r. Scholandia była niewielkim państwem, z dużym potencjałem ludzkim. Teraz jest to swoisty "moloch" z niedostateczną ilością rąk do pracy. Dość jednak narzekania, pora przejść do poszukiwania wyjścia z tej sytuacji.

Nie ma i wydaje mi się, że nie będzie innego sposobu poinformowania ludzi o Scholadnii i idei wirtualnego państwa, niż reklama. Abstrahując od jej formy, bo to temat na odrębny artykuł, uważam, że na początku należy zając się organizacją struktur odpowiedzialnych za promocje. Oczywiście takim organem, w którego obowiązku leży dbanie o szerzenie wiedzy o Scholandii w świecie realnym może pozostać Ministerstwo Promocji. Musi ono jednak, zacząć działać na kompletnie innych zasadach niż dotychczas. Uważam, za bardzo niekorzystne zmiany ministra co 4 miesiące. Niektóre przedsięwzięcia są długotrwałe, wymagają zdecydowanie dłuższej pracy, a przerywanie tej pracy po tak krótkim okresie i zaczynanie od zera przez nową osobę, jest sytuacją bardzo niekorzystną. Rozwiązaniem, które mogłoby sprawdzić się lepiej w Scholandii, jest podporządkowanie Ministerstwa Promocji Królowi. Takie ministerstwo nie mogłoby składać się tylko z jednej osoby. Musiałaby być to grupa, świetnie opłacanych osób, pomiędzy, których podzielone byłyby konkretne zadania. Prace mógłby koordynować Król wraz z Ministrem, zaś grupa doświadczonych Scholandczyków, podzielonych na sekcje, mogłaby zajmować się promocją państwa w świecie realnym w różnych aspektach. Każdej takiej sekcji podporządkowana byłaby grupa mniej doświadczonych obywateli wykonująca mniejsze zadania. Ktoś powie - skąd wziąć tych ludzi, którzy mieliby się tym zająć. Odpowiadam, są pewne priorytety, takim właśnie jest stworzenie dobrze działającego Ministerstwa Promocji, nawet kosztem okresowych wakatów na wielu innych stanowiskach.

Kończąc, chciałbym życzyć wszystkim mieszkańcom wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Roku, który będzie okresem dynamicznego rozwoju Scholandii.

 

» ScholFutur, czyli zabawa we wróżkę - Rozdział pierwszy- Wprowadzenie [Kuba Pakulski]

Tego pięknego poranka słońce nad Kanikogradem powoli wznosiło się ku górze. Scholandzki arystokrata, kawaler 16 orderów, Książe Sven de Yremy, właśnie odstawiał kubek świeżo wprowadzonej do systemu kawy bezkofeinowej (achhhh te serce!!!) na obecnym w systemie od roku hebanowym biurku, odbijającym przytłumione promienie słoneczne.

Patrzył w głęboką czerń tej kawy, przypominając sobie batalię o wprowadzenie jej do systemu.

-14 interpelacji odniosło skutek-pomyślał z satysfakcją i począł szukać srebrnej łyżeczki z jednoprocentową domieszką złota-są tylko półtora procentowe-mruknął niepocieszony i zaczął szukać szablonu interpelacji-Biedny Kerad- dodał po chwili Otworzył swą skrzynkę pocztową i począł czytać o nowinkach spływających ze świata. Pierwszy mail pochodził od Rewolucyjnej Republiki Ciemiężonych Petunii Doniczkowych, czyli nowej scholandzkiej prowincji gnomii, która z dumą ogłosiła, że wywołała rewolucyjną pożogę w ostatnim ‘faszystowskim punkcie oporu’, zlokalizowanym w pewnej niezamieszkanej kamienicy Kanikogradu. Była to już 367 Rewolucja Scholandzka, w związku z czym, gnomia przeprowadziła reformę kalendarza, by każdą z rewolucji uczcić dniem wolnym.

-Piękny kraj ta Gnomia- pomyślał Książe z ironią i czytał dalej.

Kolejny mail był również od gno(m)ików. Tym razem informowały, że wraz z wykupieniem domeny Scholandia.bh, stały się właścicielami 1257 domen o nazwie ‘scholandia’, co oznacza, iż posiadają wszystkie domeny ‘scholandia’ prócz scholandia.org. W abstrakcyjnej interpretacji władze gnomii uznały, iż uniemożliwia to dalszy rozwój Scholandii. Maila tego książe nie czytał do końca, nie mogąc wyjść z podziwu dla bezmiaru głupoty twórców oświadczenia.

Było jeszcze kilka maili, między innymi od Księcia Filipa Kerada von Porta Regni-Scholandzkiego, informujących informujących wydaleniu przez SSB kilku doniczek petunii-intruzów poza granice Scholandii.

W tym momencie książe usłyszał głośny huk.

-Krzysiek naoglądał się ‘Egzorcysty’ i pewnie próbował zejść z łóżka do góry nogami- pomyślał Sven i podniósł się znad klawiatury, by zając się swoim podopiecznym.

Baron Krzysztof Dudziec-de Yremy, bo o nim mowa, wstawał właśnie z ziemi, mamrocząc coś w stylu „aktorom się udawało”. Sven pomógł mu, ciągnąc go za fraki ku górze. Kiedy Dudziec opanował huczenie w głowie po upadku i udało mu się ustać w miarę równo na nogach, książe posadził go przy komputerze.

-Krzysztofie, napisz ładnie zdanie po polsku-powiedział

Baron rozprostował palce, skupił się i z największym wysiłkiem swej silnej woli napisał „jestem Krzysztof”, po czym myśląc, że opiekun nań nie patrzy, wcisnął SHIFT i zaczął jak opętany wciskać jeden, stawiając za swym pierwszym bezbłędnie napisanym zdaniem ścianę wykrzykników.

-NIE TAK!- wrzasnął książe, przyłożywszy uprzednio swemu wychowankowi plastikową linijką po łapach

-Nie tak mocno!- krzyknął baron, lecz książe zbył go tym, że nie po to wysłał 53 interpelacje do Ministerstwa Gospodarstwa, by teraz nie cieszyć się z systemowej linijki.

Równocześnie na dworze narastał rumor, gdyż za oknem dwa gno(m)iki, z braku maczug, nawalały się kabaczkami po głowach. Maczug drewnianych nie posiadały, bo alfabetyzacja ich kraju nigdy nie przekraczała jednego promila, więc żaden gnom nie znał tajników obsługi siekiery, zawartych w Wielkiej Instrukcji Obsługi Narzędzi Skomplikowanych.

W końcu miarka się przebrała i okiennice mieszkającego na parterze nieco nerwowego Scholandczyka otwarły się, zaś jego rozgrzana ciężką pracą do czerwoności mózgownica wychyliła się przez okno.

-Jak nie przestaniecie, to z miejsc gdzie wasze plecy kończą swe szanowne jestestwo, stojaki na płyty zrobię!- wykrzyknął do dwóch ogłupiałych stworków

-Panie Pakulski, Pan się tak nie irytuje-powiedział książe i podreptał w swych łapciach na dwór. Wręczył dwóm gno(m)ikom paragon z warzywniaka stwierdzając, że to dekret wydalający ich ze Scholandii

-Tak….Tak….dekret!- powiedziały (tu Pakulski nabrał otuchy widząc, że gnomy trzymają paragon do góry nogami)- musimy się wynosić…..tak tak, zdecydowanie….niestety-skończyły i wybrały się w drogę do Gnomii. Sven zastanawiał się, czy przypadkiem nie powiedzieć gnomkom, że idą na południe, ale stwierdził, że i tak by nic nie zrozumiały.

-Swoją drogą, o Pakulski miał niezły pomysł….przydałby się stojak na płyty w systemie…- powiedział i poszedł przejrzeć bazar Scholandzki.

Pakulski z wdzięcznością zamknął okno i usiadł nad rękopisem statusu nowej organizacji sportowej. Problem był jeden-brak wolnych dyscyplin. Ze dezaprobatą przeglądał on „Wielką Encyklopedią Sportów Porąbanych” autorstwa ex-premiera Dudzca i tłumaczenia Svena de Yremy. W końcu, po odrzuceniu ostatniej pozycji (zajadanie sernika po scholandzku słomką do napojów na czas), poprawił swą przenoszoną koszulę, przeklinając sam siebie za projekt systemu ubrań. Zajrzawszy do szpitala, zadając sobie odwieczne pytanie egzystencjalne „czy to już?”, stwierdził z ulgą, że jeszcze go nie uśmiercono.

Zamaskowawszy się dokładnie (w całym Kanikogradzie rozwieszone były plakaty Towarzystwa wierzycieli Kuby P. z napisami „Pakulski- poszukiwany nieżywy lub martwy”), wyszedł z kamienicy, powtarzając „Ach ten Pakulski, dłużnik mój niewdzięczny!”- by nie wzbudzić podejrzeń.

Przedarłszy się przez kordon swych nieprzyjaciół, poszedł redaktor do kanikogradzkiego parku. Usiadł sobie na ławce i począł szukać natchnienia na artykuł. Tak się składa, że przechodził tamtędy akurat v-ce Minister Spraw Zagranicznych ds. Promocji. Spojrzał na redaktorzynę i powiedział

-O! Pakulski! Bida, co? -zapytał

-Ano bida….- odpowiedział zapytany

-Ach, to macie tu 100 Ar dotacji za promocję-powiedział minister, lecz przelew przejęty został przez agenta TWKP.

-Ach, dziękuję Pani Ministrze- odparł obdarowany.

Po chwili przechodził tam Minister Kultury

-O! Pakulski! Bida, co?- zapytał

-Ano bida…-odparł redaktor

-A no to macie tu 50 punktów prestiżu za działalność kulturową-powiedział minister

-Ach dziękuję Panie Ministrze-odparł obdarowany

Po chwili pojawił się MFiG- Jerzy Mordecki

-O! Pakulski! Bida, co? –zapytał

-Ano bida…- odparł redaktor szykując portfel

-To jak taka bida, to czemu tak grubo piszecie?!!- wrzasnął oburzony minister poszedł swoją drogą.

Droga ta była kręta i wyboista, a prowadziła ona po trupach do celu- do pałacu w centrum stolicy. Minister siadł do rejestru kont i zaczął przeglądać przelewy.

-O! Ten przelał 1,57 Ar i umarł!- wrzasnął minister począł pisać list pełen oburzenia. Gdy skończył, oczekiwał rezultatów. Po 15 minutach zdruzgocony obywatel przyznał się publicznie do winy i pożegnał się ze Scholandią. Mordecki wziął ołówek do ręki i na obudowie monitora postawił kolejny krzyżyk. Jako, że cały monitor był już zakrzyżykowany, odstawił go triumfalnie na szafę. Do kolekcji 6 całkowicie zamazanych monitorów.

Świadom dobrze wykonanego obowiązku, zajął się rejestrem firm. Znalazł dwie firmy, mające nieżyjących właścicieli, dwie bez siedzib, trzy z siedzibami na cudzych parcelach i pięć na serwerze OVH (ohh, jak Mordecki nie znosi OVH…..). Wszystkie skasował- z powodów prawnych. Ucieszony wyłączył komputer i poszedł na przechadzkę do byłego (oj, bardzo byłego) premiera Lisa.

 

» Akta, archiwa, defraudacje [Mat Max]

Lato 2006 roku. Odbywają się wybory na prefekta prowincji Arden i Inselii. Kandydują Mat Max, który przez ostatnie dwa miesiące pełnił obowiązki prefekta tej prowincji bez większych sukcesów, i Wojciech Romanik, młody Scholandczyk, który nie przedstawił nawet programu wyborczego, mimo tego wygrywa wybory. Miesiąc później Wojciech Romanik umiera w Scholandii.

Pierwszego dnia po przejęciu funkcji spotkałem przed moim mieszkaniem w Scholopolis kuriera, który miał dla mnie list. Na kopercie widniał symbol Ministerstwa Finansów. Po otwarciu okazało się, że w środku jest niewielka karteczka wypełniona odręcznie przez ówczesnego ministra, Aleksandra Lewandowskiego. Prosił mnie o pilny kontakt telefoniczny, podając swój numer w najpopularniejszej scholandzkiej sieci komórkowej - Gadu-Gadu. Zadzwoniłem do niego kilka godzin później. Okazało się, że z konta prowincji w nocy po moim odwołaniu zniknęło około 6500 arminów. Przeraziłem się, mimo że wiedziałem, że to nie ja, lecz żeby ewentualnie zrekompensować te fundusze musiałbym pracować przez jakieś 40 scholandzkich lat, czyli moja przyszłość w tym kraju byłaby poważnie zagrożona. Na szczęście, logi operacji najwyraźniej nie wskazywały na mnie, ponieważ zostałem jedynie zobowiązany do złożenia pisemnego wyjaśnienia. Pieniądze powróciły na konto, a ja więcej o tej sytuacji nie słyszałem.

W ostatnich dniach z funkcji w prowincji Arden i Inselii odwołany został Czarek Bielak. Minister Finansów, Jerzy Mordecki, publicznie podał też, że jest on podejrzany o defraudację funduszy z kasy prowincji. Widać podobieństwa? Owszem, jest jednak jedna duża różnica. 1,5 roku temu nie zostało to podane na Liście Dyskusyjnej.

Sprawę zachowuję w pamięci, zapewne pamięta o niej też obecnie Alev van Dowski, teraz czytają czytelnicy. Co byłoby, gdyby nie ukazało się to w teraz w "Życiu"? Czy uległoby to zapomnieniu, a może istnieją jakieś akta w Ministerstwie, Kancelarii albo innej państwowej instytucji?

Pojawia się pytanie, czy urzędy scholandzkie prowadzą w jakikolwiek sposób archiwizację danych. Moje doświadczenia z pełnieniem funkcji państwowych wskazują, że przynajmniej w części instytucji czegoś takiego nie ma. Nie istnieje kronika działań prefektów prowincji Arden i Inselii, jako minister promocji również nie spotkałem się z żadnymi archiwami oprócz Centrum Promocji KS. Owszem, istnieje LD rządu, ale tam poruszane są sprawy ważne, wymagające omówienia i przedyskutowania. Niewykluczone, że ważniejsze ministerstwa posiadają swoje archiwa, tego jednak nie wiem.

Głownym źródłem informacji o przeszłych scholandzkich wydarzeniach jest zatem ogólnokrajowa Lista Dyskusyjna. Można z niej przeczytać o publicznych działaniach prefektów, obywateli, innych urzędników. Co jednak z archiwami sprzed puczu Magdy Hasse? Czy gdzieś można do nich dotrzeć? Mamy co prawda informacje o historii Scholandii i tamtych czasów dzięki nieocenionym wykładom KUS, są też gazety z tamtego okresu, ale samych wypowiedzi w gazetach nie ma, to jedynie odzwierciedlenie wydarzeń i atmosfery panujących w kraju. LD na Yahoo w obecnej sytuacji wydaje się dość bezpieczna, ale Dreamland już swoich archiwów z lat 1998-2000 nie posiada. Zastanawia, czy nasze wiadomości na LD są jeszcze gdzieś archiwizowane. Jeśli nie, to co w wypadku, nie daj Boże, poważniejszej awarii?

 

» Okiem na hermetyczność i promocję [Marcin Pośpiech]

Myśląc o Scholandii, często kuszę się o tworzenie w swojej głowie jej obrazu za pół roku, za rok, czasem nawet dwa. I o ile zawsze dorzucam do niego nowe zrealizowane projekty, nowych aktywnych mieszkańców, roszady polityczne, to nigdy nie jestem w stanie określić scholandzkiego systemu, ogółem. Mam tutaj na myśli zarówno wygląd strony głównej, jej interfejs, panele, ale także i gospodarkę.

W przypadku samego designu strony królestwa – został rozpisany konkurs, który zresztą proklamowałem już w okolicach czerwca tego roku. No ale póki co, nic z tego konkretnego nie wyszło, bo został przedłużony z powodu braku zgłoszeń. Często stawiam sobie nawet pytanie, czy jakakolwiek propozycja zostanie zgłoszona. Prawda jest taka, że nie ma w Scholandii dobrych, profesjonalnych grafików. A jeśli już jakichś mamy, to ich zazwyczaj nie ma, gdzie na przykład dać można księcia von Nuerenberga czy hrabię Kot­-Kreskowego. Nie mam oczywiście do nich pretensji, bo ich mieć nie mogę. Każdy ma życie prywatne i każdemu doskwiera brak czasu – również mi, co niestety uniemożliwa mi np. realizację wielu projektów i pomysłów.

Trudno więc szukać tutaj rozwiązania, bo nie nauczymy przecież Scholandczyków obsługi programów graficznych i nie obdarzymy talentem. Właściwie to nasuwa mi się tylko jedno na myśl – skoro nie ma takich ludzi wśród nas i samych siebie wyszkolić nie możemy, to jedyne, co nam pozostaje, to ich znaleźć. Napisałem jedynie, a przecież to tak wiele. Z drugiej strony jednak historia pokazuje, że jak najbardziej się da. Za moich młodych czasów największe sukcesy na tym polu odnieśli Darek Drążkiewicz i Mat Max. Dzięki działaniom obydwóch tych panów przybyło do królestwa naprawdę sporo osób. Co prawda przybyło i zaraz wybyło, ale to tylko nam wskazuje, że coś musimy zmienić, że za rączkę takiego raczkującego malucha trzeba wziąć i pokazać jak co robić, bo inaczej to się przewróci na amen i już w ogóle wstać nie będzie chciał. Rad jestem bardzo, że takie kroki poczynił ostatnio Kamil Magnus, reaktywując Scholandzkie Centrum Informacji i tworząc „samouczek”. Jednak jak jedna strona zadziałała, to druga bęc, bach i krach. A podnieść nie ma komu, niestety.

Drugą kwestią, jaką chciałbym poruszyć jest nasza wrodzona, niemal zakodowana niechęć do Sarmatów. Ja wiem, że tam są „dzieci neostrady”, ja wiem, że tam ochlapują się błotem nie sprzątając, ja wiem, że luz, blues, Sodoma i Gomora. Ale do stu tysięcy arminów – bez przesady! Uwierzcie, tam są też ludzie poważni i normalni (jak na nasze scholandzkie standardy się przyjęło) i z nimi naprawdę da się rozmawiać czy współpracować. I jeszcze jedno – nie przenośmy, proszę, tej niechęci do innych nacji. Na przykład sposób, w jaki został potraktowany na naszej liście dyskusyjnej hrabia Kalicki z Dreamlandu bardzo mnie oburzył. Może nie dosłownie, ale wydźwięk był taki, aby nie wciskał swojego w nosa w nasze „prywatne” sprawy i wrócił do swojego kraju.

Co nam z takiego odgraniczania przychodzi? Dlaczego jesteśmy na arenie międzynarodowej często negatywnie postrzegani? Dlaczego dostęp do naszej listy dyskusyjnej mają jedynie mieszkańcy oraz ambasadorzy, a już zwykłym obcokrajowcom pokazujemy drzwi? Paradoksalnie w dodatku, lista dyskusyjna parlamentu jest publicznie otwarta dla wszystkich. Skończmy już z tą hermetycznością, nie zamykajmy się na resztę mikroświata i weźmy się za promocję, żebym nie musiał znajomych z innych części wirtualnego świata prosić o wykonanie designu na nasz konkurs.

 

» Dwa miesiące Rządu. [Janusz Lis]

Ostatniego dnia października przedstawione przez Mateusza Walczaka expose uzyskało poparcie Parlamentu wyrażone w głosowaniu nad wotum zaufania dla Rządu. Od tego momentu minęły już dwa miesiące, a zatem przyszedł moment na podsumowanie działalności Rady Ministrów. Zaznaczam, że jestem przedstawicielem opozycji, a zatem moje zestawienie z pewnością nie będzie w pełni obiektywne. Postaram się jednak ograniczać do faktów i potwierdzonych opinii.

Zacznijmy od głowy rządowego organizmu, czyli od Premiera. Pan Mateusz Walczak pierwszy raz miał przyjemność zajmować tak ważne stanowisko i mam wrażenie, że to zadanie przyszło nieco zbyt wcześnie. Największym mankamentem Premiera jest to, że go nie widać. Szef Rządu powinien budować wizerunek Rady Ministrów jako organu aktywnego, mądrego i konsekwentnego. Niestety takiego wizerunku obecny Rząd nie ma. Trudno także stwierdzić, by był to gabinet ceniący wysoki poziom moralności w polityce, bo jakże inaczej można ocenić fakt, że osoba taka jak Marcin Landecki wciąż jest jednym z minstrów? Wyraźnie także rysuje się konflikt,jaki istnieje się między ministrem Jerzym Mordeckim, a ministrami Landeckim i Gmurkiem. Wystarczy spojrzeć na sytuację, gdy w odpowiedzi na zarzuty MFiG o malwersacje finansowe vce ministra Landeckiego poseł Gmurek kieruje do MFiG interpelacje... w sprawie pod którą podpisał się w trakcie głosowania nad budżetem. Takie sytuacje nie powinny się zdarzać w Rządzie i za to także odpowiedzialny jest Premier. Obserwując działania Rządu trudno także zauważyć w nich jakiś wcześniej nakreślony plan do realizacji. Mam wrażenie, że Premier Walczak nie rozmawia ze swoimi ministrami, nie nakreśla im zadań do wykonania. Pozostawia działanie ministra jego własnej dyscyplinie, co nie zawsze przynosi dobre efekty. Rząd w znikomym stopniu realizuje program nakreślony w expose. Gdzie są nowe gałęzie gospodarki? Gdzie stabilizacja na stanowiskach państwowych? Gdzie promocja? Gdzie raporty z prac Rządu? Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność, dlatego właśnie Premierowi mogę w skali szkolnej postawić tylko dwóję i to w dodatku "na zachętę".

Po Premierze przyszedł czas, by przyjżeć się resortowi, który powinien stanowić wizytówkę obecnej Rady Ministrów, czyli MSWiA. Przed rozpoczęciem pracy Rządu w tej kandydaturze pokładałem bardzo duże nadzieje. Niestety, w pewnym stopniu się zawiodłem. O ile aktywności ministra Gmurka wiele zarzucić nie można, bo jednak wydawane są nowe rozporządzenia i widać starania ministra by było lepiej, to jednak sposób działania budzi moje wątpliwości. Weźmy pod uwagę działania na linii minister-prefekt. Odwołany został prefekt Czarek Bielak, bo nie przedstawił raportu z działalności prowincji oraz cytuję: "informacjami o tym iż Pan Bielak opuszcza KS". Czy jednak minister rozmawiał z prefektem o przyczynach braku raportu? Nie. Czy to od samego zainteresowanego dowiedział się o odejściu ze Scholandii? Nie. Skąd zatem minister mial informacje? Tego nie wiem, ale w działaniu resortu powinno się polegać na informacjach z pierwszej ręki, a nie podszeptach z jednej, czy drugiej strony. Pan minister Gmurek ma tendencje do stosowania bata, zamiast marchewki. Osobiście jestem zwolennikiem nagradzania najlepszych niż karania najsłabszych. Dużo lepiej niż reprymenda działa rozmowa w cztery oczy, wyznaczenie zadań do wykonania, doradzenie w problemach. Takie chyba zadanie mają mieć wizyty w prowincjach, choć ja osobiście postrzegam je bardziej jako zabieg marketingowy mający pokazać działanie ministra, niż aktywność mogącą przynieść widoczne efekty. Ministrowi SWiA mogę w skali szkolej postawić czwórkę z dużym minusem.

Kolejnym ministerstwem bedzie resort Piotra Jabłońskiego. Początek działania był obiecujący, rozpoczęty został konkurs MK na utwór literacji, na bierząco przyznawane były punkty prestiżu (choć było to robione dość wybiórczo, przykładowo Marcin Pośpiech mimo obietnic jeszcze MK Walczaka nie doczekał się dotychczas przyznania prestiżu za otworzenie galerii). Z czasem jednak było coraz gorzej. Pan Jabłoński podążył torem wytyczonym przez Premiera i przestał być widoczny. Brak efektów działań mogących ożywić Muzeum Starych Stron Scholandii, Galerię Scholandczyków, brak jakiegokolwiek programu wspierania twórców kulturalnych (bo w końcu sam prestiż to stanowczo za mało). Ministerstwo kultury to nie tylko konkursy i prestiż, Panu Jabłońskiemu proponuję przejżenie aktualnych i archiwalnych rozporządzeń MK w celu poznania sposobów działania poprzedników. Za dotychczasową aktywność ministrowi mogę postawić trójkę, choć jest to ocena trochę na wyrost, bo Pan Jabłoński na dotychczasowym stanowisku zbytnio się nie przemęcza.

Pora na MSZ, czyli resort premiera Mateusza Walczaka. W expose zapowiadana była wysoka aktywność w OPM oraz prowadzenie kampanii informacyjnej dotyczącej działalności Organizacji. Jak jest to realizowane? Aktywność MSZ jest znikoma, a z kampanii informacyjnej zrobił się jeden mail z kilkoma informacjami o tym co działo się w OPM jeszcze za czasów poprzedniego rządu. W trakcie debaty nad expose zapowiadane było także stworzenie Agencji Kartografii i Agencji Kultury, dotychczas przez dwa miesiące nie sformułowano w OPM nawet wniosku o powstanie takich instytucji. Minister-premier Walczak nadal także nie zmienił sytuacji, którą w expose nazywał bezsensowną i nieprzemyślaną, czyli przyporządkowania obrony narodowej kompetencjom ministra spraw zagranicznych. Widać to, co tak przeszkadzało dwa miesiące temu, teraz jest już do przyjęcia. Za działalność MSZ Mateusz Walczak otrzymuje odemnie trójkę z minusem, zdecydowanie brakuje mi wyraźnych oznak aktywności.

Po MSZ warto także zwrócić uwagę na wiceministra SZ, Marcina Landeckiego. Jest to postać najbardziej kontrowersyjna, ze względu na ciągłe malwersacje finansowe, które przypisuje mu kolega z Rządu, Jerzy Mordecki. Czasem mam wrażenie, że promocja, za którą odpowiedzialny jest Marcin Landecki, polega na tym, że do Scholandii sprowadza się realnych przyjaciół. Nie po to jednak, by byli aktywny, lecz aby wyssać z nich kwotę startową. Liczba mieszkańców i obywateli zamiast się zwiększać, maleje. Wiceminister Landecki zasłużył sobie zatem na najniższą ocenę, jedynkę. Za brak oznak aktywności i moralną niejednoznaczność działań.

Ostatni resort, który przyszło mi ocenić to finanse i gospodarka. Zatrzymałem go na koniec, gdyż jego ocena jest dla mnie szczególnie trudna ze względu na to, że szefem MFiG jest Jerzy Mordecki, członek partii, której jestem przewodniczącym. Wyjdę jednak z założenia, że od siebie należy wymagać najwięcej postaram się być surowym w ocenie. Minister Mordecki z pewnością dobrze wykonuje swoje zadania dotyczące kontroli fiskalnej kont firm, kilkakrotnie przekonałem się o tym, gdy dostawałem ponaglenie do uiszczenia podatków. Dobrze można także ocenić kwestię budżetów, które są przedstawiane w rozsądnym (choć nie zawsze ustawowym) terminie. Brakuje mi jednak konkretnych regulacji dotyczących kwestii remontów. Nie wiadomo kto ma się czym zajmować, kto za co płacić. To oczywiście kwestia leżąca w kompetencjach całego Rządu, ale to MFiG powininen sprowokować dyskusję w tej sprawie. Z tego względu nie mogę postawić więcej niż 4 z minusem. Sprawa remontów nie powinna czekać.

Reasumując, Rząd dotychczas nie zasłużył na pochwały. Niech ten artykuł będzie swoistym motywatorem. Drodzy członkowie Rządu, nie jest tak, że pracujecie dla siebie. Scholandczycy naprawdę patrzą Wam na ręce i będą Was rozliczać za przeprowadzone działania. Weźcie się zatem do roboty, bym mógł dożyć wreszcie sytuacji, gdy nie będę miał się do czego doczepić. Teraz nawet nie muszę szukać punktów "doczepienia", bo kłują mnie one w oczy.

 

» Jeden lot w tą, jeden w tamtą... [Maciek Derby]

Jego Królewski Majestat wraz z kilkoma ministrami wracał do miasta stołecznego Scholopolis z konferencji publicystyczno-naukowej, poświęconej stanowi nadzwyczajnemu w kraju. Wizyta w Alexiopolis się dłużyła, gdyż problem dla Królestwa Scholandii jest bardzo istotny i było o czym debatować. Opuszczając lotnisko w stolicy Delty, wczesnym rankiem, JKM nie zdążył zjeść śniadania proponowanego przez hotel, więc chciał jak najprędzej znaleźć się w przytulnym zamku. Niestety w myśl zasady "głodny władca = zły władca" królewski humor był nieco nadwyrężony. Poniekąd odbiło się to także na towarzyszach lotu JKM. Dotarłem do cyfrowo-analogowego zapisu rozmowy z apartamentu władcy (na pokładzie królewskiego samolotu) z początkowych 30 minut lotu. Czarne skrzynki, wbrew pozorom odporne na zniszczenia i czerwone, rzecz jasna, dają prawie pełny obraz pełnej tragizmu i heroizmu sytuacji z samolotu, tamtego feralnego dnia...

[JKM] MOOORDETZKY!!!

[minister][po chwili] Majestacie!

[JKM] Co za wariactwo. Co to jest?

[minister] Proszę pozwolić...

[JKM] Chaos! Panika! Anarchia! Wprost wspaniale!

[minister] Ale...

[JKM] Żadnego szacunku, żadnego poważania dla czegokolwiek. Jestem bardzo tolerancyjny, ale dla osoby nie mającej przed niczym respektu, ani dla niczego szacunku moja cierpliwość się skończyła...

[minister] Wytrzymamy to!

[JKM] Łżecie!

[minister] Tak, łżę...

[dzwoni telefon]

[JKM] Gorąca czerwona linia. Proszę opuścić pomieszczenie w trybie natychmiastowym.

[minister] Już wychodzę.

[JKM] Ja mam czekać na śniadanie?

[głos z telefonu] Służba już je robi, Panie!

[JKM]

Niech je da mi, ino żwawo,

chcę się najeść przed zabawą.

Tosty, sery, rybek w bród!

To się zowie pracy trud...

Szybciej, szybciej, żywo! żywo!

Na dodatek proszę piwo.

[głos z telefonu] Z Fenka Norki będzie dobre?

[JKM] Dobre, dobre. Przecudownie! Ministrze, wrrrróć!

[minister] Do usług.

[JKM] Wyjaśnijcie mi natychmiast:

Życie: Rzecznik Scholandzkich Służb Bezpieczeństwa poinformował naszą redakcję o ucieczce tysiąca podejrzanie rudych, futerkowatych istot, o nie znanym przeznaczeniu, z siódmego kręgu piekielnej piwnicy ministra Mordetzky'ego. Wieść to straszna! Wieść to smutna! Prosimy wszystkich mieszkańców Królestwa Scholandii, ze szczególnym uwzględnieniem terytorium Dolii i Faerie, o pozostanie w domach, szczelne zamknięcie drzwi, tudzież otworów okiennych oraz oczekiwanie na radiowe komunikaty Ministerstwa Spraw Żywiołowych. Prosimy nie zbliżać się do piwnic! Powtarzam! Prosimy o nie zbliżanie się do piwnic!

TV Scholandia: Jednostki wroga z batalionu "Wiewiór" opanowały już teren zachodniego Kanikogradu. Podajemy rysopisy napastników: maskowanie w kolorach od jasnorudawego po ciemnorudy, wydatne pędzelki na uszach, będące ubocznym skutkiem tajnych prac nad super-extra-nowoczesnym systemem wczesnego ostrzegania i wykrywania informacji nieprzyzwoitych, skłonność do uciekania na drzewa i chowania się w piwnicach. Wszystkich mających styczność z podejrzanymi prosimy o kontakt z rządowym telefonem zaufania. Numer podany w prospekcie reklamowym rządu.

A to jest najgorsze: Radio Scholandia: Elitarne oddziały zgrupowania Mordetzky Wiewióras 2007 przedostały się poza granice naszego kraju. Wykorzystując dreamlandzkie łącza internetowe przedostały się one do świata realnego. Życie i zdrowie naszych obywateli po drugiej stronie monitora jest zagrożone! Nieoficjalnie mówi się o udziale w tym karygodnym czynie jednego z obywateli Królestwa Scholandii. Poprzez swoje działania, wiewiórasy wywołały serię artykułów o Królestwie Scholandii w 10 najbardziej poczytanych gazetach IV (?) RP. W najbliższych dniach Scholandzkie Służby Celne mogą się spodziewać wzmożonego ruchu imigrantów na przejściach granicznych i lotniskach. Analitycy sugerują, że w tym przypadku systemy ubrań, transportu oraz przydziału paszportów mogą ulec przeciążeniu, a nawet zniszczeniu, przyczyniając się do pogłębienia i tak już beznadziejnej sytuacji w kraju.

Ministrze Mordetzky. Jesteście w stanie to wyjaśnić??

[minister] Ja się do niczego nie przyznaję! To wszystko wina Waszej Królewskiej Wysokości!

[JKM] Moja??!!

[minister] Tak! A kto kazał mi wypuszczać wiewiórasów z piwnicy? No kto?

[JKM] Starożytni scholandzcy górale jedynie wiedzą, co ty masz w tej piwnicy!

[minister] Cóż poradzić... Wiewiórasy nudziły się, to i się poklonowały. A kopulacji przecież stanowczo im zabraniałem.

[JKM] Co do joty?

[minister] Co do wiewiórasa, jak już... Ale pewnie tak...

[JKM] Zawołajcie pułkownika!

[po kilkunastu sekundach]

[pułkownik] Rozkaz!

[JKM] Ogłoście natychmiast stan najwyższej gotowości dla wszystkich jednostek bojowych! (A co se będę, jak se mogę... :P)

[pułkownik] Rozkaz! Pojmiemy wiewiórasów co do joty!

[JKM] Co do wiewiórasa, jak już...

[pułkownik] ?

[JKM] Wykonać! Nie będą mi włochacze kraju rujnowały, jakem Pan i Władca!

Jak to się zakończyło? Niestety nie wiem... W środowisku dziennikarskim krążą plotki, że agenci wiewiór-mossadu przebrali się za załogę samolotu TRON NA NIEBIOSACH ONE i dobrali się do ministrów będących na pokładzie. Reguła "God save the King" się sprawdziła, gdyż JKM nic się nie stało. Żadna z obecnych wówczas osób na pokładzie nie chce komentować wydarzeń z samolotu, ani faktu międzylądowania w Kanikogradzie. Podejrzane? Niekoniecznie! Przynajmniej wiewióraki są z powrotem w piwnicy Mordetzky'ego (ale czy aby na pewno wszystkie?), a Królestwo Scholandii wzbogaciło się o kilkudziesięciu nowych "trzydniowych" mieszkańców. Co do pytanie: "Czy JKM smakowało piwo z Fenka Norki?" - odpowiedź jest nieznana i jeszcze przez wieki pozostanie jednym z głównych tematów program Scholarchiwum X... :)

P@zdro dla tego jedynego wiewióra, Maciek Derby