.:Kodeks Rodzinny:.

Ależ prezent sprawili nam posłowie pod koniec kadencji! Uchwalili nam Kodeks Rodzinny. Od teraz można w oparciu oń zawierać związki małżeńskie, tudzież adoptować dzieci. Lub jedno i drugie, jak ktoś chce mieć taką rodzinkę full-wypas. Rodzina ma uprzywilejowaną pozycję, jeżeli chodzi o walkę o spadek po zmarłym. Może też zamieszkać w jednej chatce, celem ograniczenia wydatków domowego budżetu. Posłowie nie pomysleli natomiast o możliwości jedzenia z jednego talerza w restauracjach, co już spotkało się z niebywałym oburzeniem zakochanych w sobie Scholandczyków. Przez poselską nieudolność przepadły romantyczne (i tańsze) randki we dwoje. Miejmy nadzieję, iż przy planowaniu własnych rodzin Panowie Posłowie błędów nie poczynią...;)

.:Sojusz się reformuje:.

Sojusznicze Królestwa doszły do wniosku, iż Sojusz w obecnej formie przestał być wydajnym instrumentem prowadzenia polityki zagranicznej. Tak więc Sojusznicy doszli do wniosku, iż czas nad nim nieco popracować. Tak więc założono listę dyskusyjną, niech sobie podyskutują Panowie. Czekamy jeszcze na oficjalnego bloga i kanał RSS, informujący nas o postępach w reformowaniu Sojuszu. Ciekawe, co z tego wyniknie;)

.:Złote Elfy świętej pamięci:.

Czy ktoś jeszcze pamięta ostatnią galę rozdania Elfów? Zazdroszczę. O listę kandydatów kłótnie trwają i trwają, a przeciętny, szary Scholandczyk rozumie tyle, że nic nie rozumie. A my tylko chcielibyśmy popatrzeć jak ktoś znów okazał się być lepszym od nas. I z godnością uznać jego zwycięstwo. A co tam i tak nas nie nominują;)

.:Koniec Kadencji:.

Na koniec kadencji Marszałek Pośpiech uraczyl nas długą przemową, podsumowującą rok. Zebrał za nią trochę pochwał, nie powiem, przez moment mu pozazdrościłem. Ale kiedy sobie uświadomiłem ile pracy kosztowało go przygotowanie owego wystąpienia zrozumiałem, czemu tak łatwo dał się wrzucić wiewiórom do piwnicy.

.:Dekret Nobilitacyjny:.

JKM Ulryk Dariusz opublikował dekret nobilitacyjny, dzięki któremu siedmiu nobilitowanych już dwadzieścia dni może się cieszyć swymi nowymi tytułami. Oczywiście władca nie ustrzegł się głosów krytycznych, nadzwyczaj kulturalnych i "na miejscu" w tym wypadku. Całe szczęście, że zawsze możemy liczyć na taktowność Scholandczyków.

.:Konkurs MSWiA:.

Minister Spraw Wewnętrznych przygotował zadania dla Prefektów. Z wielką pompą przedstawił projekt na liście i o nim... zapomniał. W ferworze walki o codzienny żywot nie przejmował się mijającymi terminami. gdyby nie ciągłe pytania Landeckiego, pewnie w ogóle by o tym zapomniał. A zadanie wykonała trójka prefektów, tak więc ponad połowa. Jeden pozostałej dwójki przygotował samą mapę, zaś ostatni... a co tam. Jak nie ma strony, to po co mu mapa?

.:Ach, jacy biedni Ci posłowie...:.

Przeglądam oświadczenia majątkowe posłów. Matko Droga, autory tych słów w sumie nie obracał taką kwotą pieniędzy, jak niektórzy Panowie Posłowie na kontach obecnie mają. Jedynie Poseł Gmurek ma pewną słusznejszą kwotę na koncie, nie czuć przy nim swojej biedy. Ja Pana Posła zawsze lubiłem.

Wywiad:

Wywiad z Andre van Starckiem [Janusz Lis]

Janusz Lis: Witam serdecznie wszystkich czytelników i przede wszystkim dzisiejszego gościa, a jest nim Markgraf Internetii, Andre van Starck.

Andre van Starck: Witam serdecznie.

Jest Pan jednym z najstarszych Scholandczyków, pamięta Pan jeszcze w jaki sposób trafił Pan do naszego Królestwa?

Pamiętam. Niestety dla czytelników lubiących sensacje nie była to droga z dreszczykiem :-) Trafiłem do dwóch państw m.in. do Sarmacji, gdzie muszę przyznać trudno mi się było na początku odnaleźć, ale to właśnie przez Księstwo poznałem Scholandię, spodobało mi się tu i tak oto jestem jej mieszkańcem już przeszło dobre 3 lata. 3 lata bardzo różne zarówno dla mnie jak i dla państwa.

Przez te trzy lata zajmował Pan bardzo wiele stanowisk, prosze jednak powiedzieć od czego Pan zaczynał. Czy miał Pan w Scholandii mentora, który pomagał Panu stawiać pierwsze kroki?

Zacząłem od naprzykrzania się Karinie Stachowiak. Na szczęście na gruncie zawodowym. To znaczy zabiegałem o posadę prefekta u niej, jako ówczesnej MSWiA. Po niedługim czasie tym prefektem zostałem. Zająłem miejsce Michała von Liceas, który niezwykle pomógł mi w pierwszych krokach w Scholandii. Z prowincją AiI, której od tamtego czasu prefektem byłem przeszło rok wiążą się chyba moje najlepsze wspomnienia.

Prowincja Arden i Isnelii za czasu Pana prefektury przeżywała swój okres prosperity. Co trzeba robić, by wychować takich mieszkańców jak Paul Yolk, który przecież warsztatu prefekta uczył się od Pana.

Na to nie ma metody i tego się nie da nauczyć. Przede wszystkim trzeba być kimś, komu się chce, kto z tak jak w moim przypadku pracy dla prowincji i jej mieszkańców czyni swoją pasje. Ludzie tacy jak Paul Yolk to dostrzegają i świetnie, że sami potrafią z porównywalnym, czy większym nawet zapałem kontynouwać takie wzorce. Chyba trzeba dojrzeć do tego, żeby dostrzec wartość w człowieku i społeczności, nie tyle w nowych stronach i coraz to droższych akcjach reklamowych. Sam prefekt nie jest udzielnym władcą, ale liderem większego lokalnego zespołu, a tak jak każdym sporcie rola lidera, czy kapitana powinna być motywująca. Jeśli więc prefekt wykaże właściwą postawę, nie żaden tam modny ostatnio PR, ale popracuje trochę z pasją, nawiąże kontakt z mieszkańcami, to myślę, że efekty mogą być takie jak kiedyś w AiI, czy trochę później w Dolii i Faerie.

Czy zatem prefekt powinien konsultować swoje decyzje ze swoimi mieszkańcami, czy raczej polegać na własnym wyczuciu?

Oczywiście, że powinien konsultować możliwie jak najwięcej. W końcu od prefekta powinno wymagać się otwartość na opinię niedużej wcale społeczności. Niestety odwiecznym problemem wszelkich demokracji jest fakt, że nie wszystkie decyzje skonsultować się da, ale w przypadku pracy prefekta nie ma ich aż tak wiele, kto wie może nawet nie ma w ogóle.

Jak zatem może Pan ocenić obecną, młodą kadrę prefektów? Co mogłoby pomóc początkującym Scholandczykom w pełnieniu ich funkcji.

Szczerze powiedziawszy często dopada mnie zniechęcenie związane z rolą i formą sprawowania tych funkcji. Dobrzy prefekci pojawiają się naprawdę rzadko, chętnych wcale nie jest tak wielu, a Ci, którzy na te stanowiska trafiają nie znają nawet podstaw wiadomości o swoich prowincjach (mieliśmy ostatnio tego przykłady). Nie można prefektów prowadzić za rękę, aktywny MSWiA powinien ciągle nadzorować ich pracę i w miarę możliwości samemu inicjować jakieś wydarzenia lub przekazywać ich zarys do realizacji. Wszystko i tak leży w gestii zdolności i zapału człowieka, który funkcję prefekta sprawuje. Tego się nie da nauczyć.

Ma Pan jakiś pomysł na zastąpienie prefektów?

Nie wiem, czy są lepsze metody. Spróbowałbym stworzyć systemowo zamknięte fora wymiany poglądów dla mieszkańców, gdzie sami oddolnie by o wszystkim decydowali, dysponowali środkami itd. a jeden centralny urząd by ich w tym wspierał. Taką aktywność można by później w różnoraki sposób promować. Co z tego, że nawet znajdzie się aktywny prefekt, jeśli mieszkańcy sami nie są zainteresowani losem prowincji? W pełni oddolnym systemie nikt by im nie bronił wybrać swojego lidera na wzór prefekta. Niech decydują sami. W końcu powszechne zjawisko powoływania "p.o." prefektów i tak sprawia, że prefekt taki nie pochodzi z wyboru mieszkańców, a oni się z nim nie utożsamiają. Chyba nie tędy droga.

Czy przyczyną tego stanu rzeczy nie jest jednak po prostu brak nowych, aktywnych mieszkańców? W korzystnych warunkach obecny system może się sprawdzać. Wydaje mi się, że gdyby w obecnej sytuacji pozostawić prowincje samym sobie, to skończyłoby się na tym, że nie byłyby podejmowane żadne lokalne inicjatywy.

Hmm... a nie zauważył Pan, że osoby udzielające się publicznie, często nawet bardzo aktywnie, w ogóle tak jakby nie istnieli dla prowincji? Dlaczego tak jest? Możliwe, że przez lata wykształcił się zły zwyczaj zrzucenia wszystkiego na prefekta i oczekiwania na jego cuda. A że nie byłyby podejmowane? W takim wypadku oznaczałoby to, że po prostu nikt ich nie oczekuje. Elifida, Delta to przecież kiedyś świetnie radzące sobie prowincje i wciąż na listach ich mieszkańców widnieją znane nazwiska. No właśnie, tylko widnieją.

Zostawmy jednak na chwilę prowincje i przejdźmy stopień wyżej, czyli do Rządu. Niedługo po udzieleniu wotum zaufania powiedział Pan: "jestem przekonany, że Rząd Premiera Walczaka (...) to będzie dobry okres dla Scholandii, powiedziałbym, że jeden z najlepszych". Czy wciąż ma Pan takie przekonanie?

Nie. Myliłem się i bardzo się ciesze, że pan redaktor mi te słowa przypomniał. Były jak najbardziej szczere, bardzo ważnym jest jednak pamiętać, dlaczego nie stały się prorocze. To zbieg bardzo wielu okoliczności, może nawet w połowie nie do końca zależnych od rządu, czy premiera. Scholandia dość nieoczekiwanie z gładkiego procesu uchwalania nowej konstytucji wpadła w silny sztorm, a takim okrętem zapewniam nie jest łatwo kierować.

Czy jednak do momentu rozpoczęcia prac nad Konstytucją wszystko szło zgodnie z planem?

Można było zrobić więcej, znacznie więcej. Jednak przy mało którym rządzie nie można takich samych słów powiedzieć. Zrobiono mimo wszystko sporo. Bardzo udany "powrót" SCI, aktywność w dziedzinie finansów zakończona bardzo potrzebną ustawą o kwocie startowej, dobra praca na forum OPM i w relacjach z Dreamlandem, ustawa o cenach minimalnych, która jednak pozytywnie wpłynęła na stan gospodarki, i związane z tym remonty, wreszcie solidna praca Marszałka Gmurka. Mimo wszystko jest się z czego cieszyć.

A jak Pan ocenia działalność kadrową Premiera Walczaka? Najpierw problemy z wiceministrem Landeckim, teraz zniknięcie ministra Jabłońskiego. Czy tego nie dało się uniknąć?

Kłopotów z internetem Ministra Jabłońskiego? No cóż, spodziewam się, że Premier Walczak nie jest specjalistą ds. telekomunikacji i teleinformatyki, więc pewnie nie wiele mógł w takich kwestiach technicznych pomóc. Niestety, to tzw. zdarzenie losowe, po prostu się zdarza. Minister Landecki to była pomyłka, mimo wszystko należy pamiętać, że kredytem zaufania został obdarzony jako nowy, bardzo aktywny mieszkaniec, jeszcze z "czystą kartą". Gdy popełnił błąd to z Rządu odszedł, naturalna kolej rzeczy. Pan redaktor sam był Premierem, był w rządach, gdzie byli nie wice, a ministrowie wykazujący aktywność typu Kuby Lamperskiego. Polityka kadrowa obawiam się więc, że nigdy nie będzie idealna. Czynnik ludzki jest zawodny.

Nie uważa Pan jednak, że Premier Walczak powinien Landeckiego zdymisjonować, a nie czekać, aż ten sam zrezygnuje? Ten problem można było rozwiązać znacznie wcześniej.

To problem z punktu widzenie całości rządu nieistotny. Zresztą w chwili, gdy wiceminister Landecki odchodził, nie był skazany.

Rząd w swoim programie zapowiadał także wprowadzenie Konstytucji. Pan był jednym z twórców jej projektu. Jak Pan ocenia pracę Parlamentu i udział Rządu w tej kwestii?

Zawiodłem się na posłach, którzy nie poparli poprawek w wersji przedstawionej przez Jego Królewską Mość. Między innymi przez to wciąż nie rozpoczęliśmy głosowania nad właściwym projektem. Sprawa "rokoszu" systemowców to kwestia znacznie głębsza, z pewnością przysłoniła całość prac i stała się czynnikiem hamującym zarówno dla projektu Konstytucji, jak i innych, które mogłyby być podjęte w Parlamencie.

Niedawno JKM skierował do Parlamentu poprawkę, której brzmienie jest wypracowane wraz z systemowcami. Co Pan, jako scholandzki prawnik, sądzi na jej temat?

Nie zostało wypracowane wraz z systemowcami. Zostało przekazane, bo się do niego nie odnieśli. To kolosalna różnica. Cóż, jako prawnikowi nie mi oceniać zamysłu prawodawcy, myślę jednak, że zapisywanie sztywnych terminów w konstytucji, tak jak te 3 dni zaproponowane w poprawce może się okazać zgubne. Po prostu nawet przy najlepszych chęciach, naprawa czegoś może zając więcej, a już zwłaszcza w okresach wakacyjnych itd. Co do modelu działania Rady Systemowców nie jestem przekonany. To znaczy, obawiam się, że Rada to trochę taka zamknięta korporacja, jak np. znane korporacje prawnicze przez którą udział w systemie będzie dostępny jedynie "dla swoich", czyli tak naprawdę dla nikogo.

Gdy wywiązał się konflikt na linii JKM - systemowcy wspomniał Pan o roli Parlamentu. Jak Wysoka Izba radzi sobie z tą odpowiedzialnością?

Cieszy mnie ogromnie, że po tym jak rozpętała się cała ta machina Parlament jednogłośnie poparł stronę Jego Królewskiej Mości i myślę, że tego należałoby oczekiwać nie tylko od wybrańców narodu, ale przede wszystkim od szlachciców, którzy stawiają jako swój cel interes narodowy. Dobrze się stało.

Zostawmy na chwilę Parlament i wyjdźmy jeszcze krok wyżej. Z różnych stron rozbrzmiewają głosy, że warto znów nawiązać kontakty dyplomatyczne z Księstwem Sarmacji. Z pewnością Pan, jak niewielu z nas, pamięta złośliwości jakich doświadczyliśmy od Sarmatów. Czy zatem ponowne nawiązanie kontaktów jest dobrym rozwiązaniem?

Widziałem już dwukrotnie nawiązywanie kontaktów i późniejsze ich zrywanie. Więc po co? Kontakty na płaszczyźnie rządowej nie są nam wcale niezbędne, a tych na płaszczyźnie towarzyskiej nikt nie zabrania nam nawiązywać. Właściwie to cała moja filozofia.

Niedawno rozpisane zostały nowe wybory. Gdyby miał Pan przewidywać, którą partię widzi Pan jako zwycięzcę wyścigu do Parlamentu?

Powiem Panu najszczerzej jak potrafię: nie mam pojęcia. Z pewnością odpowiedź na to pytanie to pole do popisu dla wyobraźni. Pozwolę sobie jednak na opinię, że wygra albo ND albo SPD, żadnej innej siły mogącej samodzielnie walczyć o zwycięstwo nie dostrzegam i raczej się ona szybko nie pojawi. Scena polityczna uformowała się dwubiegunowo chyba na dobre - przynajmniej do czasu kiedy którąś z partii nie wstrząśnie jakiś wewnętrzny konflikt.

Niezależnie od tego, kto będzie tworzył Rząd przed Radą Ministrów stoi jak zwykle wiele pilnych zadań. Na co w Pana opinii powinien zostać położony szczególny nacisk?

Dla mnie Scholandia w obecnym wymiarze już bardzo mocno wyczerpała swoje szanse. Internet doby nowych technologii wymaga, by państwo nie opierał się tylko na "nieczytelnej" masie stron o historii, muzeach i niedziałających instytucji. Internet obecnej ery stawia duży nacisk na "społecznościowość", a właśnie nie gdzie indziej jak w świecie wirtualnym powinna ona być najlepiej wykorzystywana. Doskonale dostrzegają to już od dawna Sarmaci, gdzie przestrzeń wymiany poglądów i wzajemnych relacji jest ogromna. Przy czym przestrzeń taka powinna być administrowana centralnie, to znaczy nie rozsiana po masie serwerów i powstała oddolnie, ale istniejąca jako rozwiązanie systemowe. Lista dyskusyjna to w dobie obecnej o wiele za mało. Wszystko to w połączeniu ze zmianą designu strony wymagałoby pewnie dużego wysiłku ze strony systemowców, a Rząd powinien współtworzyć odpowiednie warunki i opracowania do tego potrzebne. Nie chciałbym, żeby kolejny Rząd był tradycyjnie pochłonięty po raz n-ty zmianą ustawy o działach administracji rządowej itd. Mnie jako obywatela interesuje to tylko dlatego, że sam byłem politykiem, a teraz jestem jednym ze scholandzkich prawników. Myślę, że reszta ma do tego całkowicie obojętny stosunek. Powiem szczerze, lata praktyki i obserwacji sceny politycznej nauczyły mnie, że jeśli polityk w Scholandii chce być efektywny, to powinien działać jasno i zdecydowanie, pozostawiając na boku raporty (po co tworzyć czasochłonne raporty, skoro do dyspozycji ma się tylko 4 miesiące?) i rozbudowane relacje PR-owskie.

Czy nie uważa Pan jednak, że większość gabinetów nie prezentuje raportów nie dlatego, że ich stworzenie jest pracochłonne (choc zajmuje góra jeden-dwa dni), lecz dlatego, że nie ma co w nich przekazać? Moim zdaniem działalność polegająca na informowaniu mieszkańców o tym, co czyni Rząd jest ważnym elementem polityki.

W tych raportach nie ma co przekazać, właśnie dlatego, że to się chce przekazać! To jest cały paradoks. Nie można podporządkowywać działań rządu pod konieczność wykonania raportu i zebrania danych ze wszystkich resortów. Informacją rządu powinna być przyjęta ustawa, wprowadzona zmiana w systemie, zmieniona strona, ogłoszona inicjatywa, czy decyzja o powołaniu urzędnika. Nie widzę potrzeby, by kondensować to do postaci raportów.

Czy taka sama jest Pana ocena przydatności raportów z prac prefektów?

Przede wszystkim konieczność raportowania wprowadzono po to, by mieć nadzór nad wydatkami oraz ze względu na fakt iż mieszkaniec AiI nie zawsze musi mieć wgląd w listę dyskusyjną DiS i odwrotnie. W skali państwa jest to nie potrzebne, gdyż istnieje budżet oraz sprawozdania z jego wykonania. Bo jeśli pyta mnie pan o zawartość pól działania prefektów/burmistrzów to teksty typu "przygotowania do czegoś tam..." są na porządku dziennym i oczywiście wywołują tylko uśmiech politowania.

Jeśli jest problem to należy go rozwiązać.

Wracając jednak na chwile do przedstawionego przez Pana kierunku rozwoju Scholandii. Czy widzi Pan w ogóle szanse na to, że nasze Królestwo osiągnie taki kształt, biorąc pod uwagę fakt, że systemowcy nie radzą sobie ze znacznie mniejszymi problemami?

Rozumiem, w takim razie dziękuję Panu bardzo za rozmowę. Być może kiedyś, w bliższej bądź dalszej przyszłości uda się taki przekształcić Scholandię w miejsce, w którym każdy będzie się dobrze czuć.

Dziękuje za ciekawie postawione pytania. Bardzo przyjemnie jest w taki sposób podsumować pewne zagadnienia. Mam nadzieje, że wywiad okaże się inspirujący. Gorąco pozdrawiam czytelników.