Wywiad:

Wywiad z Kubą von Salvepol Pakulskim [Janusz Lis]

Janusz Lis: Witam serdecznie wszystkich czytelników, moim dzisiejszym rozmówcą jest Baron Kuba von Salvepol-Pakulski, Minister Kultury w Rządzie Piotra Jabłońskiego.

Kuba Pakulski: Witam serdecznie

JL: Zacznę od pytania, które zadaję wszystkim moim rozmówcom, kiedyi w jakich okolicznościach trafił Pan do naszego Królestwa?

KP: W okolicznościach dość przypadkowych. Mój realny przyjaciel, Paweł Hemperek, molestował mnie o pożyczenie mu książki teoretyzującej o sztuce wojennej dwudziestolecia. Starając się dowiedzieć po co mu ona, usłyszałem dziwną nazwę "Scholandia.org". Po różnych perypetiach z wpisywaniem tego adresu trafiłem w końcu tam, gdzie chciałem. I zostałem

JL: Co Pana zainteresowało w Scholandii?

KP: Hmm. Ja w ogóle jestem typem społecznika. Filozoficzna teoria państwa, społeczeństwa, ale również ekonomia- wokół tego się na codzień kręcę. I proszę- trafiasz do wirtualnego państwa, gdzie możesz być kimś. Kimś, kim nie możesz, z różnych powodów, być w świecie realnym. Podatki, uniwersytet, system gospodarczy, inne v-państwa- Jak obok tego przejść obojętnie? A proszę pamiętać, iż na początku swej scholandzkiej drogi kręciłem się wokół ekonomii właśnie.

JL: Tak, prowadził Pan kiedyś Tygodnik Finansowo-Gospodarczy, dlaczego zniknął on już z naszego rynku prasowego?

KP: To dobre pytanie. Pamiętam jego początek- artykuły pisane w oparciu o akademicki podręcznik Finansów Publicznych:). Za sam początek oberwałem nieco, bowiem prace były zupełnie oderwane od rzeczywistości wirtualnej. Wydanie drugie było już poprawione, lecz mimo wszystko czegoś w nim brakowało. Numer trzeci był to numer, z którego byłem najbardziej dumny. Dużo teoretyzowania nt. bankowości międzypaństwowej i temu podobne sprawy. Niestety, nikt się tym na serio nie interesował. Przeczytać- owszem, przeczytamy bo ciekawe. Ale realizować? Niby po co? Zabrakło potem motywacji, chęci. Może jeszcze kiedyś wrócą? A co do samego banku walutowego- kręcę się wokół niego od samego początku przygody z v-światem. I zaczynam kręcić się skutecznie

JL: Skoro gospodarka jest jednym z głównych obszarów Pana zainteresowań, dlaczego jeszcze nie pełnił Pan funkcji MFiG?

KP: Bo się do tego nie nadaję. Bardzo chciałem, przyznaję, i miałem mały żal do Nowej Demokracji, gdy po koronacji JKM nie zostałem MFiG właśnie. Patrząc jednak na działania Jurka Mordeckiego szybko się zorientowałem, że mi ten urząd pasuje jak świni welonik. Nie jestem przygotowany do funkcji MFiG, nie mam po prostu pomysłu na ten urząd. Może kiedyś- nie wykluczam. Ale dużo musiałoby się jeszcze we mnie zmienić.

JL: A w którym resorcie z tych, które miał Pan już okazję kierować, czuł się Pan najlepiej?

KP: W żadnym Nie ma dla mnie nic gorszego, jak pracować za pieniądze. Patrząc wstecz widzę, iż najciekawsze i najwartościowsze rzeczy robiłem za darmo, na własną rękę. Kiedy wisi nade mną świadomość, że co tydzień 60 Ar wpływa na moje konto za pracę, którą muszę koniecznie wykonać, praca ta nie jest dla mnie żadną przyjemnością. Jeżeli jednak miałbym wybierać pomiedzy MSWiA a MK, to wybrałbym resort Kultury. Tak się złożyło, że w swym scholadnzkim żywocie obcuję więcej z kultura właśnie, niźli z administracją. Praca w MK ma w sobie więcej pracy ze społecznikami, osobami robiącymi coś dla osiągniecia celu, nie pieniędzy. A ja takie osoby cenię najbardziej. Do dziś pamiętam jakie to było uczucie, gdy po wydaniu któregoś "Tygodnika" przeglądałem wysciąg z konta i znalazłem nań kilka ładnych przelewów z dotacjami za Tygodnik i inną działalność. Do dziś pamiętam rosnące serce, kiedy zostałem nagrodzony kwota bodajże 100pkt prestiżu i pół listy dyskusyjnej się nade mną rozpływało. Nie ma to żadnego porównania z pracą w ministerstwie. Teoretycznie polega to na tym samym- Arminy+prestiż. Ale w pracy na własną rękę jest coś jeszcze- spełnienie.

JL: Nie można się zatem spełnić pracując w ministerstwie? Przecież praca tam daje jeszcze większe możliwości niż działanie na własną rękę.

KP: Można, można. I o to chodzi. Osiagnąć coś przy ograniczonych możliwościach (finansowych czy organizacyjnych) znaczy dla mnie dużo więcej niźli osiągnięcie tego samego mając setki arminów na koncie, prestiż do rozdania i tytuł ministra do podparcia swej inicjatywy. Wybudować dom mając dwudziestu budowlańców i darmowe materiały to nie to samo, co zrobić czołg ze scyzoryka. Przykład może niezbyt dobrany, ale sens intencji oddaje

JL: To może po prostu będąc ministrem trzeba stawiać sobie znacznie większe cele? Wszak zbudowanie piramid mając do dyspozycji dwudziestu budowlańców byłoby już czymś bardzo ambitnym

KP: I tu tkwi problem. Będąc ministrem, nawet premierem, nie wybudujesz u nas piramidy. Choćbyś bardzo chciał. Jako prefekt prowincji BiE postawiłem sobie właśnie taki cel- zrobić z szopy piramidę. Nie udało się, raczej się ośmieszyłem, niźli coś zrealizowałem. To samo z Towarzystwem Wydawniczo-Informacyjnym. Śniły mi się góry opowiadań, historii, gazet, prac naukowych, a dostałem dwa dziełka, przy czym jedno z oskarżeniem o plagiat. Piramida?

JL: W pewnym stopniu Towarzystwo Wydawniczo-Informacyjne odniosło sukces. Nikt bowiem wcześniej, jako prywatna osoba nie prowadził działalności wydawniczej. Specyfika Scholandii jest taka, że część rzeczy nie wychodzi nam tak, jak byśmy chcieli. Nie należy się tym jednak przejmować i dalej robić swoje.

KP: Oczywiście. Robię dalej swoje, dalej piszę i siedzę przy "Życiu". Nabrałem już nieco wirtualnego realizmu. Wiem mniej więcej co się uda, a co okaże się nie do wykonania. I zawsze wybieram tę drugą opcję

JL: Jaki zatem niewykonalny pomysł stara się Pan obecnie zrealizować?

KP: Oj, to chyba pozostawię póki co dla siebie. Wspomnę jedynie, że jest to związane z finansami właśnie. Jest już dostępny System Sprzedaży Dóbr Niematerialnych, być może rozszerzę swoją ofertę... Dość znacznie Od strony skryptów część z nich jest już gotowa. Ale reszta wymaga drobnych rozwiązań systemowych wewnątrz Scholandii. Od ich wprowadzenia zależy, czy będę dalej śnił swój sen utopisty

JL: Nie lepiej zatem czekając na zmiany w systemie zająć się właśnie tym, co można dość łatwo zrealizować? Scholandia potrzebuje zmian, a część z nich wymaga tylko zaangażowania własnych sił. Może zatem na nich należy się teraz skoncentrować czekając na lepsze czasy?

KP: Mówiąc 'zmiany systemowe' miałem na myśli kika linijek kodu php w systemie gospodarczym A co do pracy w samej Scholandii to owszem, staram się być aktywny. Z punktu widzenia MK jednak nie do końća wiem, w co włożyć ręce. Jestem pełen uznania za reformę KUS-u i Liceum, ze swojej strony mogę dodać, iż od jakiegoś czasu pracuję w projekcie 'Odpowiedzialna Strona'. Efekty swej pracy będę wysyłał systemowcom chyba pojedynczo, bo przeglądając niektóre podstrony strony głównej Scholandii zastanawiałem się, czy wyprowadziłem już swojego pterodaktylka na spacer...

JL: Pozwólmy zatem sobie na odrobinę marzeń, gdyby miał Pan czarodziejską różdżkę, która realizuje najbardziej szalone i rozbudowane pomysły do czego by Pan ją wykorzystał?

KP: Powiem wprost- sam nie wiem. Jest wiele do zmienienia. Gdybym miał wybrać, to zapewne wykorzystałbym ją do przywołania do Scholandii tu i teraz wszystkie jej wielkie, doniosłe postaci, które z różnych powodów ją opuściły. Tak, by razem z nimi można było budować nową Wielką Scholandię!

JL: Może planowane wysłanie mailingu do dawnych Scholandczyków choćby w niewielkim stopniu pozwoli zrealizować ten cel. Dziękuję Panu za rozmowę i życzę, by cały czas podchodził Pan z zapałem do realizacji wyznaczonych przez siebie zadań. Zarówno tych prostych do wykonania, jak i zupełnie utopijnych.

KP: Dziękuje również, zaś Scholandczykom życzę, by działania nas wszystkich przyczyniały się do poprawy naszej scholandzkiej rzeczywistości. Na koniec pozostaje mi jedynie zaprosić wszystkich, by działali razem z nami