.:Mordeckiego ekonomii wirtualnej lekcja:.

Widząc wszędobylskie plakaty, postery i bilbordy z uśmiechniętą facjatą Ministra Mordeckeigo trzymającego w ręku akcje spółek Skarbu Państwa notowanych na parkiecie Scholandzkiej Giełdy Papierów Wartościowych, postanowiłem wspomóc potrzebujący budżet i zakupiłem pakiet akcji na łaczną kwotę pięciuset pięciu Arminów i trzydziestu pięciu Iwonek. Oczywiście pożyczonych, bo jak długo Pakulski w mikronacjach się udziela, tak długo z czyjejś łaski i dotacji żyje. Jak pisałem pół miesiąca temu, akcje uległy do ośmiokrotnej dewaluacji. Dość zdziwiony napisałem do Ministra Mordeckiego na wpoły żartobliwe zapytanie, czy to celowym działaniem było, czy też ja aż takie problemy z matematyką miewam. Odpowiedź na prywatny list preczytałem na liście dyskusyjnej. Minister poinformował mi podobnych osiołków, że na giełdzie można zyskać, ale można też stracić. I że co głupsze przypadki mogą liczyć na częściowe odszkodowanie. A mi nie do końca o to chodziło. Czemu Minister najpierw zachęca do zakupu dobra, a gdy uzyska już potrzebne do zamknięcia budżetu środki obniża wartość tego dobra tak znacznie? Jeżeli się w kółko o zasadach mówi i od wszystkich sztywnego trzymania się reguł uczciwości wymaga, to czy nie przeszkadza to w wykorzystywaniu naiwności i, nie ukrywam, sympatii prostego, niczego nie podejrzewającego studenta ekonomii wirtualnej KUS? Owszem, wszystko odbyło się w granicach prawa, ale czy to nie z nieuczciwością w granicach prawa walczył Pan Minister zaciekle za przedostatniej kadencji? A co do rekompensaty- gdyby było mi żal tego pół tysiąca Arminów, to proszę mi wierzyć, mój mail inaczej by wyglądał. Ale, pół tysiąca długu w tą, czy w tamtą- czy mi to robi jeszcze jakąkolwiek różnicę?

.:Pakulskiego szlag trafia, a Pisarze czekają...:.

Pakulski faszeruje się wszelkiej maści witaminami i luteinami, byle tylko na oczy cokolwiek widzieć, a prace do Towarzystwa Wydawniczo-Informacyjnego nadchodzą i w kolejce czekają. Niestety, drodzy pisarze- jedyną skuteczną dla mnie kuracją jest permanetne odstawianie od siebie komputera. Jak znajdzie się ktoś chętny do tymczasowego zastąpienia mnie w roli prowadzącego Towarzystwo, pojawi się szansa, źe swe publikacje jeszcze przeczytacie. A jak nie, to pozostaje Wam mieć nadzieję, iż nagle ozdrowieję. Czego sobie i Wam wybitnie życzę...

.:Krystian Gmurek z zaświatów wraca:.

Ostatnio na naszej liście znów zagościł były Premier KRS, Krystian Gmurek, którego co bardziej sceptyczni już na straty spisać zdążyli. Powraca w roli prefetka i, tradycyjnie już, Właściciela Małego Domku aukcyjnego. Panu Premierowi życzymy mnóstwa wystaw i odpowiadania na maile naszej gazet ws. pisania weń;)

Scholandia:

Scholandzki Zamach Stanu![Kuba Pakulski]

Rozdział Pierwszy, może nie ostatni?

Dwóch zamaskowanych jegomościów stało przy przystanku. Jedna z kilku funkcjonujących jeszcze latarni miejskich powoli dokonywała żywota. Po chwili ciemność spowiła całą ulicę. Większy z jegomościów poruszył się niespokojnie.

-Co jest, Grucha?- zapytał mniejszy
-Nie lubię ciemności. Mam złe skojarzenia z lochami Królewskiego Zamku- odpowiedział
-Cholerne Rude Kity... Galopujący Bawół jeszcze w szpitalu leży...-
-I sobie jeszcze poleży. Po co nas wezwano?-
-Nic nie mówił. Pewnie coś wielkiej wagi. Po ostatnim skoku na Wielkiego Wiewióra niespokojnie w Królestwie...-
-Może znalazł nam kryjówkę? Zanim Premier wróci...-
-Co Ty tak Grucha przed Premierem cykorzysz? Jakbyś miał przez niego...- ciągnął mniejszy
-Ciiicho!- przerwał mu Grucha- Słyszysz?!- zapytał
-Nie słyszę. Coś jedzie i zagłusza...-odparł mniejszy
-No właśnie! Czarny Jelcz komunikacji – symbol elfidzkiej mafii!

Obaj stali w skupieniu, czekając na bossa lokalnej mafii, który jednocześnie sprawował pieczę nad Scholandzkim Związkiem Pracodawców Kryminalnych (SZPK). Autobus toczył się. Puls dwóch jegomościów oscylował wokół szybkostrzelności „Tommy-guna”. Stanął. Słyszeli już tylko własne serce, walące jak sporych rozmiarów samochody na dziurawej jak ser sarmacki drodze ekspresowej Kanikograd- Scholopolis. Nim drzwi zdążyły się w pełni otworzyć, z wnętrza pojazdu wyleciała bliżej nieokreślona ciemna masa, spowita w czarny płaszcz pomocy społecznej. Dwóch kontrolerów wyrzuciło z siebie nieprzytaczalną wiązkę słów, po czym autobus zaczął się powoli toczyć w kierunku kolejnego przystanku.

-Uciekacie, co?! Ha! Wiecie, że nie dalibyście mi rady, co?! – wywrzaskiwał wyrzucony w kierunku stojącego na światłach autobusu, próbując jednocześnie ustać na nogach.
-Witaj Wielki Płatniku- krzyknęli naraz.
-Witam, Panowie- Odrzekł ten, którego zowią Płatnikiem
-Ładne wdzianko- rzekł mniejszy
-To dla niepoznaki- odparł Płatnik- Za to Was, Skarbniku, rozpoznałbym w całym tym Elfidzkim tłumie!-
-Tłumie liczącym w sumie dwie osoby?- zapytał mniejszy, Skarbnikiem zwany
-Zamilczże, Skarbniku...- mruknął Grucha- i pozwól Płatnikowi mówić-
-Dziękuję- powiedział Płatnik – zajmijcie proszę miejsca na ławkach. Tak, na TYCH ławkach. A Pana prosimy o spanie w domu pomocy społecznej! No już! Poszedł won! No, rozsiądźcie się-
-Wielki Płatniku, kanikogradzka filia przysyła Tobie gratulacje po pierwszym tygodniu zarządzania Wielką Mafią Elfidzką. Niestety, nasz Wielki Wódz nie mógł przybyć, bowiem pilnuje Premiera w miejscu odosobnienia. Wielki Wódz przesyła pozdrowienia i życzy udanych interesów.-
-Jakie sukcesy?!! Wczoraj miałem niemal w garści pół Scholopolis, dziś organizuję spotkanie w wiacie komunikacji miejskiej! Progres?!!- zbulwersował się podłamany Płatnik
-To po co poleźliśmy do piwnic Wielkiego Wiewióra?!!- wykrzyczał Grucha. Płatnik zamyślił się. Trudne wspomnienia wybitnie go przytłoczyły.
-Hmm... Jak wiecie, ktoś dał nam cynk, że z piwnic pałacu Wielkiego Wiewióra można się dostać do lochów Zamku JKM. Od lat mamy w garści całą Scholandię- od Alexiopolis, po Kanikograd. Od Elfidias, po Internetię. Wszystko, prócz Scholopolis. Tam od zawsze rządzi Wielki Wiewiór! Od zawsze nie do zdarcia. Wszystko przez to, że ma monopol na rozprowadzanie królewskiego samogonu. JKM go kryje, więc nie można go drapnąć. Oto nadarzyła się okazja. „Schol” oznacza ze staroelfickiego „Skarbiec”. „Landia” oznacza „złoto”. Albo „bimber”, nie pamiętam. –skończył Płatnik
-Skarbiec złota...- rozmarzył się Skarbnik...
-Skarbiec bimbru...- rozmarzył się Grucha..
-Oszaleliście?! Nie dla Was!- zirytował się Wielki Płatnik
-Znów byś sam wszystko wypił/wydał...?- zapytali rozczarowani
-Nie, Wy profanacje podstępnego myślenia! Podrzuciłbym wielkiemu Wiewiórowi I...
-Spiłby się na sztok!- siedzący Zakrzyknęli radosnym churkiem
-Nie... Monarcha by swój skarb tam odnalazł...- poprawił ich Płatnik
-I koniec z Wielkim Wiewiórem! Całe Scholopolis nasze!- cieszyli się jak dzieci Grucha i Skarbnik
-Nie tylko. Jak wiecie, od lat kontrolujemy scholandzkie życie publiczne. Nasi ministrowie, nasi posłowie i premierzy. Nasza władza. Z małym wyjątkiem. JKM. Wciąż nie udało nam się obsadzić tronu naszym człowiekiem. Zmienimy to.- ciągnął swój mroczny plan Wielki Płatnik
-JKM odnajdzie swój skarb i spije się na... a nie, to już było...- poprawili się po karcącym spojrzeniu Wielkiego Płatnika
-Majestat poczuje się zdradzony. Przystąpi do walki z Wiewiórem. A czymże jest gwardia majestatu względem Armii Rudych Kit?
-JKM z głowy- stwierdzili zdodnie jak nigdy Grucha i Skarbnik.
-No właśnie. Wielki Wiewiór bez przykrywki Królewskiego Majestatu, lub samogonu, jak kto woli, pozostanie co najwyżej Wielką, Wiewiórzą, PCHŁĄ!- dochodził do kulminacji Płatnik
-A Wiewiórza Armia?-
-Wielki Wódz zlecił ją Małemu Orzechowi. Zaufajmy im- uspokoił podwładnych Wielki Płatnik. –Jak już obsadzimy tron- kontynuował Płatnik- to...-
-Ależ Płatniku!- przerwał mu Grucha- jest jeden problem! Kim?-
-Jest tylko jedna osoba godna tego zaszczytu...-odparł Płatnik
-Ależ Płatniku!- oburzył się Skarbnik- Rwący Potok dogorywa w szpitalu!-
-On nie może umrzeć- poprawił go Płatnik
-On jest śmiercioodporny- dodał Grucha.

Promocja, Głupcze![Marcin Landecki]

Promocja w naszym wirtualnym państwie nie ma się dobrze, a wręcz przeciwnie - promocja w Królestwie Scholandii ma się tragicznie. Każdy głupi zauważy, że ze Scholandii odchodzi więcej osób niż do niej przychodzi. Problemem jest również, to, że ci, którzy przychodzą do Scholandii, szybko z niej uciekają. Przyczyn należy szukać w wielu płaszczyznach naszej mikronacji. Bez problemu mogę wymienić bez chwili zastanowienia jednen, a nawet dwa powody.

Swoistym straszydłem jest strona główna naszego Królestwa. wykonana dawno temu, zawierająca wiele nieaktualnych linków, odsłysałących mieszkańców do nikąd. Za sprawą Baroneta Kuby Pakulskiego, który będąc MSWiA przygotował listę nie działających odsyłaczy oraz za sprawą Księcia Filipa von Porta Regni, sytuacja ta wydaje się na szczęście zmieniać. Należałoby się zastanowić, czy nie wprowadzić inowacyjnego projektu (oczywiście po pewnych poprawkach) Księcia Daniela Chojnackiego w życie. Na dany moment trzeba koniecnie uaktualnić FAQ oraz Instrukcję.

Gdzie są te czasy, gdzie w Scholandii jest pięciuset mieszkańców i stu obywateli? Według mnie, czasy te bezpowrotnie minęły. Marzeniem jest, aby nasz kraj zamieszkiwało przynajmniej trzydziestu aktywnych, powtarzam trzydziestu aktywnych mieszkańców/obywateli. Trzeba zacząć działać, aby to marzenie stało się czymś realnym.

Każdy obejmując urząd Ministra ds. Promocji ma nadzieję, że uda mu się coś zrobić. Na nadziei niestety się kończy. Ogłaszanie Scholandii na forach internetowych, pisanie do gazet. Czy to coś trudnego? Nie i zarazem tak. Tak, dlatego, że żadna gazeta nie raczy odpisać. Pozostaje pukanie do drzwi redaktorów realnych redakcji, lecz ci nie zawsze przychylnie na nas spoglądają. Jeżeli nie gazety, nie telewizja, nie radio, to pozostaje nam reklamowanie KS na forach, opowiadanie kolegom/koleżankom/znajomym o naszej mikronacji, tudzież roznoszenie ulotek. No właśnie, roznoszenie ulotek. Moim zdaniem ten sposób reklamowania Scholandii ma swoje plusy i minusy, jednak w porównaniu do innych sposóbów marketingu jest najbardziej skuteczny.

Wydrukowanie ulotek nie musi być wcale drogie. Jeżeli mamy drukarkę laserową, koszt jednej ulotki naszego Królestwa to około 10 groszy, a może nawet mniej, bo na jednej stronie A4 można umieścić 3 średniej wielkości broszurki. Do tego dochodzi koszt taśmy klejącej i papieru. Najbardziej jednak potrzeba naszego zaangażowania, potrzebnego, aby wyruszyć w miasto i porozklejać ulotki. Poniżej podaję adres strony CPS (Centrum Promocji Scholandii), skąd można pobrać materiały promocyjne - ulotki, broszury: http://centrum.scholandia.vot.pl/

Łatwiej napisać, gorzej zrobić. Tym razem te słowa nie mają tutaj odniesienia, bo kilka dni temu wspólnie z Kubą Pakulskim w Szczecinie rozwiesiliśmy plakaty promujące Scholandię w ilości około 50 sztuk. Czy przyniesie to jakiś skutek? Czas z pewnością to zweryfikuje. Pragnę z tego miejsca zachęcić Państwa do aktywnej promocji Scholandii, bo naprawdę warto. Nie chcemy przecież, aby Scholandia się wyludniła? Retoryczne pytanie. A więc, zabierajmy się do pracy i rozwieszajmy ulotki!!